Spotkanie ze słoniami w Chiang Mai – etyka podróżnika

Minuty się dłużyły. Z każdym kolejnym zakrętem mieliśmy nadzieję, że ten będzie już ostatnim. Jednak chwilę później był kolejny, gaz do dechy, pod górę i wyprzedzanie kończące się w połowie łuku kolejnego wirażu. I znowu cała sekwencja od nowa. Chociaż nie pokonywaliśmy żadnych wysokogórskich przełęczy to nasz kierowca zafundował nam jazdę ekstremalną. W końcu Zosia, która i tak dzielnie znosiła tę podróż zwymiotowała do woreczka, który Domi trzymała od kilkunastu minut w gotowości. Nikogo to nie zdziwiło. Raczej wszyscy zastanawiali się, kto będzie pierwszy. Wśród faworytów poza Zosią, byłem ja i jeszcze dwie inne osoby, które wegetowały z głowami wystawionymi za burtę naszego songthaewa właśnie na wypadek takiego zdarzenia. Spośród ośmiu osób słychać było tylko Zuzię krzyczącą: ale jazda! szybciej! Na szczęście kierowca jej nie usłyszał.

Była to jednak cena, którą gotowi byliśmy zapłacić za to co nas czekało. Spotkanie ze słoniami w ich naturalnych warunkach (a przynajmniej możliwie zbliżonych) było dla nas jednym z najbardziej wyczekiwanych momentów podczas całej podróży. Warunek był jeden – takie spotkanie musi być przyjemnością dla obu stron. Nas i słoni.

Słonie w Tajlandii – wczoraj i dziś

Jeszcze na początku XX w. na terenach obecnej Tajlandii żyło około 100 tysięcy słoni. Obecnie, na skutek między innymi wycinania lasów i ich wypalania pod pola uprawne, ale także z braku zapotrzebowania na słonie bojowe służące w armii ich liczba zmniejszyła się do mniej więcej 4 tysięcy. Z tych 4 tysięcy przeważająca większość została udomowiona. A może raczej zniewolona?

Status słoni w Tajlandii jest pełen sprzeczności. Z jednej strony słoń jest zwierzęciem świętym. Reprezentują władzę królewską a ich podobizny można spotkać w wielu świątyniach. Biały słoń jest symbolem buddzymu. Na grzbiecie słonia jeździ także hinduski bóg Indra. Słoń widniał między innymi na fladze państwowej Syjamu, Order Słonia Białego pozostaje tajskim odznaczeniem państwowym, a w marcu obchodzony jest Dzień Słonia, niejako w hołdzie za zasługi tych zwierząt w historii kraju. I te na polu bitwy, i te w codziennym życiu przy wykonywaniu ciężkich prac i zastępowaniu przy tym ludzi.

Normalnie święta krowa słoń, szanowany i z immunitetem? Nic z tych rzeczy.

Słonie są źródłem dochodów dla ich właścicieli. W 1989 r. król Tajlandii zakazał szybko postępującej wycinki lasów. Dobra decyzja, jednak jej konsekwencją było to, że z dnia na dzień właściciele słoni stracili źródło dochodów. Często jedyne w rodzinie. A przecież wyżywienie takiego słonia też mało nie kosztuje.

Tysiące słoni wraz z ich mahout, czyli opiekunami trafiło do branży turystycznej. Słonie zmuszano do nauki przeróżnych sztuczek mających skłonić widzów do wyższych datków i oferując jazdę na ich grzbiecie.

Może obecnie na ulicach Bangkoku nie spotkamy słonia stojącego na głowie, jednak nadal w turystycznych miejscowościach pełno jest agencji turystycznych oferujących przejażdżki na grzbiecie olbrzyma. Zdjęcia uśmiechniętych turystów podczas jazdy na słoniu niestety bez problemu można zobaczyć także w „naszym” internecie, na stronach biur podróży czy artykułach podsuwających pomysły na wakacje marzeń, gdy u nas ciemno i zimno.

Jeszcze kilka lat temu takie przeżycie (i zdjęcie) było także i naszym marzeniem. Na szczęście kiedyś trafiliśmy na artykuł, który przedstawiał ciemną stronę tego turystycznego przemysłu. Świadomość krzywd wyrządzanych słoniom jest nadal niewystarczająca, sądząc po tym jak łatwo można wyszukać miejsca, gdzie można odbyć jazdę na grzbiecie tych wspaniałych zwierząt. Jednak mamy nadzieję, że dzięki temu wpisowi co najmniej kolejnych kilka osób zrezygnuje z takiej rozrywki i zdecyduje się na etyczne spotkanie ze słoniami.

Phajaan czyli egzotycznie brzmiąca nazwa tortur

Podobnie jak przed wiekami, nim słoń mógł być wykorzystywany w boju czy transporcie drewna, tak i teraz zanim staną się atrakcją turystyczną słonie przechodzą tak zwane phajaan, tłumaczone jako łamanie ducha słonia i całkowite podporządkowanie człowiekowi.

Kilkuletnie słoniątka są siłą zabierane matkom, co samo w sobie jest dla nich strasznym przeżyciem. Jednak to dopiero początek. Zrozpaczone zwierzęta zamykane są w drewnianych klatkach bez możliwości poruszania się. Nogi są krępowane. W trakcie trwania phajaan zwierzęta nie dostają jedzenia ani picia. Nie mogą spać. Są za to nieustannie kopane i bite bambusowymi pałkami uzbrojonymi w sterczące gwoździe. Metalowe haki wbijane są w różne części ciała, w tym w delikatną skórę głowy i uszu. Trwa to nawet tydzień dopóki słoń całkowicie nie ulegnie, przestanie stawiać opór… albo umrze z wycieńczenia.

Kiedy oprawcy uznają, że duch słonia został złamany pojawia się… wybawiciel. Przyszły opiekun, który nie brał udziału w torturach. Przynosi jedzenie, opiekuje się zwierzęciem i zyskuje jego całkowite oddanie. Na tym nie kończą jednak męczarnie słonia. Zwierzęta przez większość życia będą przywiązane łańcuchem a ich opiekun co jakiś czas „przypomni” im bambusową pałką czy hakiem o posłuszeństwie albo takim sposobem dodatkowo zmotywuje je do nauki cyrkowych sztuczek.

Co może zaskakiwać, również sama jazda z pasażerami na grzbiecie jest dla słoni bardzo bolesna. Wydawać by się mogło, że te masywne i silne zwierzęta pewnie nawet nie czują „paru” dodatkowych kilogramów. Tymczasem kręgosłupy słoni są delikatne i nieprzystosowane do transportu ciężarów na grzbiecie. Sprawia im to ból i prowadzi do zwyrodnień.

Pamiętajcie o tym i o phajaan, gdy ktoś zaproponuje Wam przejażdżkę na słoniu. Niewidzialna ręka rynku w końcu zadziała i jeśli nie będzie popytu na tego rodzaju atrakcje, to z czasem nie będzie już zapotrzebowania na łamaczy słoniowego ducha.

Mamy też dobrą wiadomość! Na szczęście nie trzeba rezygnować ze spotkania ze słoniami. Warto jednak wybrać odpowiednie miejsce, jak na przykład Elephant Jungle Sanctuary oddalony ok. 60 km od Chiang Mai.

Etyczne ośrodki opiekuńcze dla słoni

W Elephant Jungle Sanctuary nie ma tresowania połączonego z torturami, łańcuchów czy haków. Nie ma możliwości jazdy na słoniach ani obejrzenia cyrkowych pokazów. Słonie chodzą swobodnie po okolicznych wzgórzach. Ten etyczny ośrodek został założony przez lokalnych aktywistów we współpracy z ludnością plemienia Karen zamieszkującego górskie tereny północnej Tajlandii. Pieniądze pozyskiwane od gości i darczyńców przeznaczane są na zwiększenie zakresu pomocy – wykup słoni od dotychczasowych właścicieli, zakup terenów niezbędnych wraz z rosnącą liczbą zwierząt oraz oczywiście na jedzenie czy opiekę weterynaryjną.

Do wyboru jest kilka rodzajów wycieczek, my zdecydowaliśmy się na opcję całodniową. Rano z hotelu odbiera nas samochód. O tym na jakiego kierowcę my trafiliśmy już wiecie. Gdy więc zjechaliśmy z asfaltowej szosy na wertepy, świadomość że jesteśmy już blisko nieco poprawiła nasze samopoczucie. Ulgę poczuliśmy jednak dopiero, gdy zeskoczyliśmy z auta i w oddali zobaczyliśmy słonie. Najpierw trzeba odpowiednio przygotować się do spotkania ; ) Opiekunowie słoni tłumaczyli jak należy zachowywać się przy zwierzętach i jak je karmić. Przed kontaktem ze słoniami musieliśmy również zdezynfekować ręce i przebrać się w wypożyczane, tradycyjne stroje ludu Karen.

Karmienie, błotko i wspólna kąpiel

Wreszcie wyposażeni w wiedzę i kiść bananów zeszliśmy na polanę wołając bon-bon, co miało być dla słoni sygnałem oznaczającym karmienie. Ruszyły. Starsze osobniki powoli, dostojnie. Młode jak to dzieci, podbiegły wesoło. Tego co było potem nie da się tego opisać, po prostu trzeba tego doświadczyć! I na pewno w naszej opinii nie jesteśmy odosobnieni ; )

Staje przed tobą taki olbrzym, który gdyby chciał z łatwością powaliłby cię na ziemię. Silny i pozornie niezgrabny w ruchach (jak to słoń w składzie porcelany), który jednak delikatnie, z chirurgiczną wręcz precyzją potrafi wyciągnąć swoją trąbą banana z twojej dłoni. A przecież bez trudu mógłby podnieść ciebie z tym bananem.

A potem patrzysz mu w te wielkie oczy skryte nieco za długaśnymi rzęsami i czujesz, że masz przed sobą wyjątkowe i fascynujące zwierzę. Słonie należą do ścisłej czołówki najinteligentniejszych zwierząt na świecie obok szympansów i delfinów. Mają doskonałą pamięć i świetnie potrafią współpracować. A przede wszystkim są wyjątkowo empatyczne. Żyją w stadach (samice i młode osobniki, dorosłe samce to raczej freelancerzy), w których nawiązują przyjaźnie, wspólnie wychowują potomstwo i pomagają sobie w potrzebie. Kiedy jeden ze słoni cierpi, pozostałe słonie gromadzą się wokół niego, dotykają go i głaszczą trąbą, starając się go pocieszyć. Po śmierci członka stada pozostałe słonie pogrążają się w żałobie.

A wracając jeszcze do trąby, która jest połączeniem nosa i górnej wargi… Trąba słonia nie zawiera żadnych kości czy chrząstek. To same mięśnie, których jest ponoć około 150 tysięcy! Dla porównania cały człowiek ma ich od 400 czy 500 (nie, nie brakuje tu słowa tysięcy). W ciągu 5 minut słoń za jej pomocą jest w stanie wypić ponad 200 litrów wody. A buziak z takiej trąby to dopiero coś :D

Zosia, zupełnie jak nie ona, z duży respektem i dystansem podchodziła do karmienia, ale kilka razy zdecydowała się jednak pogłaskać słonia. Skóra tych zwierząt jest gruba, szorstka i sucha. I znowu jak z tym kręgosłupem, wydaje się że stanowi świetną ochronę, tymczasem pozbawiona gruczołów potowych jest bardzo narażona na poparzenia słoneczne. Stąd zamiłowanie słoni do kąpieli błotnych, ale o tym później : )

Po karmieniu i wspólnych zdjęciach wróciliśmy do „szałasu”, gdzie jedząc obiad mogliśmy wysłuchać krótkiego wykładu na temat słoni zamieszkujących Azję. Ich anatomii, usposobieniu i wyzwaniach stojących przed organizacjami zajmującymi się opieką. Przeciętny koszt nabycia jednego słonia to około 60 tysięcy dolarów. Do tego oczywiście trzeba zapewnić wyżywienie i opiekę medyczną – średnio ponad 20 dolarów dziennie na 1 słonia.

Po obiedzie przystąpiliśmy do „produkcji” kulek wymieszanych z ryżu, bananów i ziół, które podawane są słoniom w celu poprawy trawienia. W produkcji przodowała Zuzia : )

Po nakarmieniu nimi słoni czekało nas jeszcze coś, na co wszyscy czekali. Najpierw poszliśmy za słoniami do bajorka z błotem (aparaty zostały w szałasie), gdzie czekała nas brudna robota. Smarowanie słoni błotkiem (są tu fani Suitsów i Louisa Litta? :D), które chroni je przed słońcem. W trakcie tej zabawy, nagle jeden z „maluchów” ruszył, potrącił kobietę i przeszedł nad nią. Na szczęście skończyło się tylko na strachu, ale po pierwsze trzeba mieć oczy dookoła głowy. Po drugie, gdyby w ośrodku stosowano przemoc, pewnie słonikowi by się oberwało, a nam byłoby to przedstawione jako konieczność, by zapobiec takim sytuacjom w przyszłości. Tak myślę.

Później poszliśmy nad rzekę, gdzie czekały inne słonie. Razem z nimi weszliśmy do wody. Widać od razu, że słonie kochają kąpiele. Tata, one się topią – krzyknęła Zuzia, gdy słonie zanurzyły się pod wodą. Nie mogła uwierzyć, że takie ciężkie zwierzęta potrafią pływać : D Małe słoniki nurkowały używając trąb jak fajki a gdy się wynurzały my dodatkowo oblewaliśmy je wodą z wiaderek.

W końcu przyszedł czas na pożegnanie, ale wierzę, że poza niesamowitymi wrażeniami dołożyliśmy jeszcze małą cegiełkę do poprawy sytuacji słoni w Tajlandii.

Jak możemy pomóc

W najbliższych latach, wraz z rosnącą świadomością turystów i naciskiem na etyczne aspekty podróżowania, podobnych ośrodków będzie pewnie powstawać coraz więcej. Zanim zdecydujecie się na jakiś, poświęćcie trochę czasu, poczytajcie opinie, zróbcie research. Będąc na miejscu obserwujcie jak słonie są traktowane przez mahout’ów. Jak liczne są grupy odwiedzających? Czy słonie mają miejsce do swobodnych wędrówek i czy mają dostęp do wody? Obserwujcie i dzielcie się opiniami. Etyczne ośrodki dla słoni to nowy biznes i może przyciągać różne osoby. Jak wszędzie.

Kilka polecanych i niepolecanych ośrodków w Azji Południowo-Wschodniej znajdziecie na przykład tutaj.

Pisząc ten wpis spotkałem się również w internecie z opiniami, że takie ośrodki to nadal niewola dla zwierząt. Padają stwierdzenia, że jedynym dobrym rozwiązaniem jest powrót słoni do naturalnych warunków, bez ciągłego kontaktu z człowiekiem. Trudno się z tym nie zgodzić, tyle że wydaje się to scenariuszem science fiction.

Słonie potrzebują ogromnych przestrzeni, których brakuje a jeśli będą niszczyć uprawy narażą się na agresję ze strony ludzi. Wiele osób utrzymuje się dzięki posiadaniu słoni. Ośrodki odkupują zwierzęta od właścicieli, dając ludziom środki i czas na znalezienie innego zajęcia. Opiekunowie mogą również pracować w ośrodkach. A jest to  możliwie, dzięki naszym pieniądzom, które płacimy za wizytę.

W etycznych ośrodkach jest póki co kilkaset zwierząt, w tych „nieetycznych” kilka tysięcy. Sprawmy naszymi decyzjami i portfelami by zrobić choć krok w dobrą stronę.

Informacje praktyczne

Aktualną ofertę wizyt w Elephant Jungle Sanctuary oraz cennik najlepiej sprawdźcie na ich stronie www. Za jej pomocą można również dokonać rezerwacji. Ceny obejmują transport, obiad, wodę i przekąski. Warto zabrać ze sobą jakiś ręcznik, kremy z filtrem i na wszelki wypadek preparat na komary.

Elephant Jungle Sanctuary posiada też swoje filie w Pattaya i wyspie na Phuket, a na 2019 r. planowane jest otwarcie ośrodka na Ko Samui.

Postaw mi kawę na buycoffee.to