Pierwsze wrażenia z Bangkoku i zwiedzanie Dzielnicy Chińskiej

Długo czekałem na to spotkanie. Nie udało się w podróży poślubnej. Zabrakło odwagi, gdy pierwszy raz zdecydowaliśmy się lecieć z Zuzią poza Europę stawiając wtedy na bezpieczniej brzmiącą opcję zwaną Japonią. Ale cały czas o niej myślałem. O Azji Południowo – Wschodniej. Wyobrażałem sobie ten gorący i wilgotny pocałunek powietrza, częściej określanie mniej subtelnie jako uderzenie mokrą szmatą w twarz.

I wreszcie tu jesteśmy. Bangkok. Wrota do tej części świata. Przez wielu nienawidzony i z uporem maniaka odwiedzany kolejny raz. Spotykane później osoby powtarzają jak mantrę hasła w stylu: z Bangkoku trzeba szybko uciekaćw Bangkoku można wytrzymać najwyżej 2 dni, Bangkok przytłacza.

To prawda, Bangkok jest głośny, zatłoczony (w końcu te 9 milionów mieszkańców w domu cały czas nie siedzi) i patrząc na topografię miast dość chaotyczny. I właśnie to sprawia, że Bangkok to fantastyczne miejsce, w którym życie tętni przez całą dobą, poza najważniejszymi świątyniami i ulicą Khao San turyści gubią się w tłumie a rozmaite uliczne jedzenie serwowane na licznych nocnych targach jest chyba najlepsze na świecie. Bangkok to nasza miłość od pierwszego wejrzenia. Zresztą jak nie zakochać się w mieście, którego pełna nazwa brzmi:

Miasto aniołów, wielkie miasto, rezydencja świętego klejnotu Indry (Szmaragdowego Buddy), niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga, miasto podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana.

Została ona nawet wpisana do Księgi Rekordów Guinessa jako najdłuższa nazwa geograficzna na świecie. A jest jeszcze co najmniej jeden rekord, którym może poszczycić się stolica Tajlandii. Światowa Organizacji Meteorologiczna uznała Bangkok za najgorętsze miasto świata, gdzie średnia roczna temperatura wynosi 28 stopni.

Zanim jednak opuścimy klimatyzowany terminal lotniska i rzucimy się w wir azjatyckiej przygody warto załatwić kilka rzeczy takich jak wymiana pieniędzy (w mieście kurs jest trochę lepszy, ale jeszcze trzeba tam jakoś się dostać) i zakup lokalnej karty SIM z pakietem internetu. Przy tej okazji Zuzia, która poszła ze mną do stoiska operatora przekonała się, że to będą trudne dla niej 3 tygodnie. Z miejsca stała się atrakcją turystyczną, którą każda z pań obsługujących chciała przekonać do uśmiechu. Nie do końca się udało, ale za to wracaliśmy z pełnymi rękami tutejszych przekąsek i słodyczy, a gdzieś tam pomiędzy nimi nawet starter był ; )

Przez szybkę pędzącego wagonu kolejki łączącej lotnisko Suvarnabhumi oddalonego o 25 kilometrów od centrum stolicy chłoniemy pierwsze widoki. Skupiska lichych chat skleconych z blachy falistej nad jakimś kanałem kontrastuje z nowo budowanym osiedlem identycznych, eleganckich domków.

Jest gorąco i parno, gdy na stacji Makkasan przesiadamy się na linię metra. Mokra szmata jest jednak zadziwiająco przyjemna. Tryb podróżniczy mode ON. Są wakacje, musi być gorąco. Nagle zaczęło padać? Przyjemne orzeźwienie. Tylko Domi marudzi ciągnąc walizkę przez kałuże wąskimi chodnikami spod dworca Hua Lamphong do naszego hotelu w sercu Dzielnicy Chińskiej. Zupełnie się tym nie przejmuję. Wiem, że ona pokocha Bangkok dopiero po kolacji. Ten typ tak ma ; )

Na etapie planowania wyjazdu rozpisuję w excelu kolejne dni, by ułożyć sensowną całość. Transfery, mniej więcej co zwiedzamy, gdzie śpimy itp. Na wszelki wypadek gdyby Domi tam zajrzała w pierwszym dniu wpisuję: przylot i odpoczynek. Taaa jasne ; ) Ale czego się nie robi dla świętego spokoju, żeby nie nasłuchać się jak to rodzinę chce wykończyć. Na szczęście mam dwójkę małych sojuszników, która o drzemce nie chce nawet słyszeć. Rzeczywistość wygląda tak, że dziewczyny wpadają do pokoju, skaczą po łóżkach, krzesłach i lampach i wtedy zgodnie stwierdzamy, że bierzemy szybki prysznic i idziemy na miasto bo nas z hotelu wyrzucą. I jeszcze ta moja niezadowolona mina, że plan mi się sypie : D

Dzielnica Chińska i prawdziwie Złoty Budda

Chinatown w stolicy Tajlandii jest ponoć największą chińską enklawą na świecie. Powstało pod koniec XVIII wieku, gdy przesiedlono liczną mniejszość chińską by zrobić miejsce pod budowę Wielkiego Pałacu. Punktem orientacyjnym dzielnicy jest Chińska Brama utrzymana w tradycyjnej formie.

Wychodzimy z naszego zaułka wprost na ulicę Yaowarat główną oś Dzielnicy Chińskiej. Obok jednego ze straganów siedzi na ziemi starsza pani, która w wielkiej misce myje naczynia. W powietrzu czuć zapach pieczonych bananów. Po ulicy pomiędzy autami i autobusami przemykają kolorowe tuk tuki i głośne skutery. Dokoła pełno czerwono – żółtych banerów. Nad naszymi głowami wiszą kolorowe lampiony i plątanina przewodów elektrycznych. Pomimo zmęczenia kilkunastogodzinnym lotem chłoniemy doznania wszystkimi zmysłami. W tak dalekiej podróży najlepsze jest to, że sztandarowe zabytki są tylko wisienką na torcie. Każda ulica, obrazki dnia codziennego, ludzie, zapachy i smaki, wszystko to jest ciekawe i egzotyczne.

Kilkadziesiąt metrów dalej trafiamy na jakąś świątynię. Jakąś, bo nawet nie udało mi się odnaleźć jej nazwy, jednak na ten moment wystarczyło byśmy spędzili tam trochę czasu.

Zdecydowanie bardziej znana jest leżąca nieopodal Chińskiej Bramy Wat Traimit czyli Świątynia Złotego Buddy. Tego dnia była już zamknięta (otwarta do 17.00), ale wróciliśmy tu dwa dni później. Dopiero po fakcie dowiedzieliśmy się z informacji umieszczonej na odwrocie biletu, że znajdująca się wewnątrz figura Buddy, ważąca około 5,5 tony, jest wykonana ze szczerego złota i jest to największy taki posąg na świecie. Co ciekawe jej prawdziwą naturę odkryto stosunkowo niedawno.

Złoty Budda powstał najprawdopodobniej w XIII wieku. Podczas najazdu Birmańczyków w XVIII w. został dla niepoznaki pokryty warstwą gipsu. W takiej formie został przetransportowany i posadowiony w jednej ze świątyń w nowej stolicy kraju – Bangkoku. Świątynia ta przestała istnieć w 1931 r. a prawdziwa natura posągu nie została odkryta aż do 1955 r. gdy została przewieziona do obecnej lokalizacji. W trakcie podnoszenia posągu odpadł kawałek gipsu i prawda wyszła na jaw.

Przy jednej z kapliczek pewna Tajka najpierw długo przyglądała się Zosi aż końcu nie wytrzymała, podeszła, wzięła ją na ręce i zaczęła prezentować jak uderzać w gong. Widzieliśmy, że Zuzia w głębi jej zazdrości, a Zosia, cóż… a Zosia od tego czasu boi się gongów… ; )

Spacerując po okolicy w pewnym momencie widzimy długą kolejkę, w której stoi ze dwieście osób. Zaciekawieni podchodzimy na jej początek, gdzie przy długim stole trwa poczęstunek będący częścią jakiegoś festynu. Ktoś coś krzyknął, ludzie zrobili nam miejsce i dostaliśmy po jakimś tutejszym pączku i kubku ciepłego mleka sojowego : D A potem poprawiliśmy jeszcze zupą z jakiejś bardzo lokalnej garkuchni. Jest fantastycznie!

Wracając późnym wieczorem do hotelu spotykamy buddyjskiego mnicha, który widząc nas zatrzymał się i zaczął czegoś szukać. Okazało się, że chciał nam coś podarować, więc nie znalazłszy niczego innego oddał Zuzi kilka z trzymanych w ręku woreczków z ciepłym mlekiem sojowym. My idziemy spać, ale patrząc na natężenie ruchu na ulicy Yaowarat, Chinatown jeszcze długo nie zaśnie.

J.

Dojazd z lotniska Suvarnabhumi

Najwygodniej na lotnisku wsiąść w kolejkę Bangkok Airport Rail, która kursuje od 6.00 do północy. Bilety w zależności od ilości stacji kosztują od 15 do 45 bahtów. Bilet należy zachować do wyjścia ze stacji. Aby dotrzeć do Dzielnicy Chińskiej, na stacji Makkasan można przesiąść się na niebieską linię metra (trzeba przejść ok. 300-400 metrów) w kierunku Hua Lamphong (nazwa dworca kolejowego). Dalej już pieszo kilkaset metrów. Poniżej mapa komunikacji obejmująca kolejkę z dworca, linię metra MRT i dwie linie kolejki podmiejskiej BTS.

Nocleg w Dzielnicy Chińskiej

Trzy noce w Bangkoku spędziliśmy w tym hotelu. Zarówno sam hotel jak i Dzielnicę Chińską możemy szczerze polecić jako bazę wypadową do zwiedzania miasta. Więcej o noclegach w Tajlandii napiszemy wkrótce.

Przypominamy też, że jeśli skorzystacie z naszych rekomendacji noclegowych (albo wybierzecie coś innego) to będzie nam bardzo miło jeżeli dokonacie rezerwacji przez nasze linki (w tym wpisie albo korzystając z przekierowania z naszej strony głównej – banner Booking.com). Dla Was cena się nie zmienia a my otrzymujemy prowizję od serwisu za polecenie, które daje nam dodatkową satysfakcję z pracy nad blogiem : )


Booking.com

Świątynia Wat Traimit

  • bilet wstępu 40 bahtów, dodatkowo 100 bahtów za wstęp do muzeum. W kasie biletowej działa również kantor.
  • zwiedzanie codziennie od 8.00 do 17.00, muzeum nieczynne w poniedziałki.