Bangkok – Złota Góra, park Lumpini i nocne targi

Zanim mieliśmy ruszyć w dalszą podróż po Tajlandii chcieliśmy zobaczyć Bangkok, jaki widzą codziennie jego mieszkańcy. Z dala od zabytków, tam gdzie toczy się codzienne życie, czyli w dzielnicach Siam, Silom i Pratunam. Najpierw jednak pojechaliśmy na Złotą Górę. Do świątyni Wat Saket, gdzie co prawda turystów nie brakuje, ale…

Złota Góra czyli lśniąca złotem chedi w Wat Saket

Świątynia Wat Saket najlepiej prezentuje się nocą, gdy wieńcząca wzgórze ogromna złota chedi rozświetla okolicę światłem odbitym od reflektorów. Taki obrazek mignął nam przez moment, gdy poprzedniego dnia wracaliśmy tuk tukiem późnym wieczorem z Khao San Road. Jednak za dnia warto wspiąć się na Złotą Górę, przede wszystkim by z tej perspektywy zobaczyć stolicę Tajlandii.

Najpierw jednak trzeba dotrzeć na szczyt pokonując ponad 300 schodów. Bez obaw, wspinanie się po stopniach wijących się dokoła wzniesienia ułatwiają mgiełki wodne unoszące się nad strumieniem oraz roślinność, która na długim odcinku tworzy zielony tunel chroniący przed upałem.

Główne pomieszczenia świątynne skrywają się wewnątrz śnieżnobiałego „cokołu”. Nad wznosi się najbardziej charakterystyczna budowla kompleksu Wat Saket, wspomniana 58-metrowa złota chedi, gdzie przechowywane są relikwie Buddy.

W panoramie miasta widać na pierwszy rzut oka ogromne kontrasty. Wokół wzgórza widać kwartały starych, często zaniedbanych budynków z dachami z blachy falistej. W oddali z jednej strony wyróżniają się ozdobne dachy Pałacu Królewskiego czy leżącej niedaleko świątyni Wat Suthat w dzielnicy indyjskiej. Po drugiej stronie nad miastem góruję nowoczesne, strzeliste konstrukcje biurowców w dzielnicy biznesowej. 

U podnóża Złotej Góry znajduje się przystań Panfa Leelard Pier skąd kursuje autobus wodny po kanale Saen Seap (to nie te same łodzie, co kursują po Menamie). Na nabrzeżu stał jakiś sprzedawca biletów, który usiłował nam wmówić, że tutaj podpływają wyłącznie łodzie hop on / hop off, a cena całodniowego biletu to zaledwie 200 batów. Coś jeszcze za nami krzyczał, gdy szliśmy na koniec nabrzeża do nadpływającej łodzi. Okazało się, że za „rejs” transportem publicznym do przystani Pratu Nam zapłaciliśmy jedynie 11 batów za osobę.

Płynąc łodzią mijamy coś jakby slumsy, liche budy sklecone często z byle czego, zawieszone na brzegami kanału. Zastanawiamy się czy nie schować aparatu, czy nie zachowujemy się jak turyści na safari polując na zdjęcie ludzkiej biedy. Za to sam rejs po kanale przynosi przyjemne orzeźwienie.

Dzielnica Siam

Wysiadamy na przystani Pratu Nam, wchodzimy schodami kilkanaście metrów w górę i przenosimy się do zupełnie innego świata. Nagle jesteśmy w centrum tętniącej życiem, nowoczesnej dzielnicy Siam. Dzielnicy handlowej z ogromnymi centrami handlowymi i eleganckimi hotelami. Po kilkupasmowej arterii, momentalnie korkującej się po zapaleniu czerwonego świata, jadą obok siebie skutery i Lexusy. Nad drogą biegnie trasa nadziemnej kolejki BTS Skytrain. Obraz jak z jakiegoś filmu science ficton o miastach przyszłości.

Zgłodnieliśmy, ale przecież to Bangkok, jedna ze światowych stolic ulicznego jedzenia. Na pewno bez trudu… eee nie… nic z tego. Może za następnym skrzyżowaniem? Też nie. Na eleganckiej ulicy Ratchdamri na próżno szukać straganów z jedzeniem a nie zamierzaliśmy wchodzić do żadnego centrum handlowego licząc, że jednak w końcu coś znajdziemy.

Przy skrzyżowaniu dwóch arterii Ratchdamri i króla Ramy I widać tłum ludzi w niewielkiej, bardzo nietypowej jak na tajskie standardy świątyni Erawan, nawiązującej nazwą do imienia trzygłowego słonia należącego boga Indry. Erawan to nie żaden ogromny kompleks złożony z tradycyjnych dla buddyzmu pawilonów i stup, a jedynie niewielka kapliczka z figurą jakiegoś bóstwa. Legenda miejska głosi, że na pobliskiej budowie dochodziło do częstych wypadków, dlatego zdecydowano o wybudowaniu świątyni by zyskać przychylność bogów.

Na miejscu ludzie składają ofiary w postaci wianuszków z ciemnożółtych kwiatów, kokosów, figurek słonia oraz oczywiście ulubionego napoju bogów, którym jak powszechnie wiadomo jest nektar fanta truskawkowa (żadna inna), której setki butelek stoją już otwarte ze słomką gotowe do użycia. Dym ze świec miesza się ze spalinami. Do dźwięków płynących z bębnów, jakichś piszczałek i odgłosów ruchu ulicznego tańczą kobiety w tradycyjnych strojach. Na ich twarzach trudno jednak doszukiwać się cienia entuzjazmu. A może słynny tajski uśmiech nie jest tu wskazany?

Straciliśmy już nadzieję, że znajdziemy tu pad thaia czy naleśniki bananowe więc zadowalamy się świeżymi owocami i łapiemy tuk tuka. „20 batów?!” powtarzam zdziwiony. Przecież to tylko jakieś 500 metrów a i tak jedziesz w tamtym kierunku parku. Ok, ok uśmiechnął się kierowca i skorygował cenę do 4 ; )

Park Lumpini – zielona plama na mapie Bangkoku

Park Lumpini to zielona i spokojna oaza w samym centrum Bangkoku, idealne miejsce na odpoczynek od zgiełku miasta. Dokoła jeziora prowadzą alejki spacerowe. Jest nawet plac zabaw (rzadko widywane w Tajlandii), więc musieliśmy tu spędzić więcej czasu niż zakładaliśmy. Wszystko fajnie, ale tutaj też nie ma jedzenia, więc dokładnie przeszukaliśmy plecak i sprawiedliwie podzieliliśmy prowiant, czytaj oddaliśmy prawie wszystko Zuzi i Zosi : P

Park Lumpini przypomina nam trochę tokijski Shinjuku Gyoen. Tak jak tam ponad koronami drzew wyrastają wierzchołki wieżowców odbijające się w wodach jeziora. To dzielnica biznesowa Silom, skąd ludzie przychodzą uprawiać jogging, umawiają się na wspólne zajęcia z jogi czy tańca. Różnica jest taka, że w Tokio nad jeziorkiem widzieliśmy żółwie a tutaj prawie metrowego legwana(?).

Małe sprostowanie, w Lumpini żółwia też spotkaliśmy. Wypożyczyliśmy sobie rowerek wodny – full wypas łabędź. Przy brzegu stała kobieta sprzedająca kawałki chleba dla rybek. Domi stwierdziła, że na pewno żadnych rybek nie będzie, ale wziąłem worek, najwyżej sam zjem :P Wypłynęliśmy i patrzymy a tu płynie mały żółw. Dawaj po pokarm i rzucamy w jego stronę. W tym momencie woda zaczęła się jakby gotować, łabędzia otoczyła horda ledwie wystających z wody rybich paszcz, Domi szczęka opadła, a z mojego niecnego planu żeby ewentualnie samemu zjeść ten chleb nic nie wyszło… Na szczęście gdy wyszliśmy z parku przed bramami stało już kilka straganów ze street foodem, więc zjedliśmy małe co nieco : ) Tylko małe, bo w planach na wieczór mieliśmy wizytę na nocnym targu.

   

Uczta dla zmysłów na Ratchada Train Market

Nocne targi są jednym z obowiązkowych punktów w czasie pobytu w Bangkoku. Niestety wiele z nich jak np. słynny Chatuchak działa tylko w weekendy albo w najlepszym razie od czwartku. Chyba nie muszę pisać jak bardzo Domi chciała odwiedzić z jeden z takich targów. Zresztą nie tylko ona, choć w jej przypadku miałem uzasadnione obawy, że będzie tam już chciała zostać całe 3 tygodnie ; ) Mimo to zaryzykowałem i znalazłem taki, który działa codziennie – Ratchada Train Market, znanym jest także jako Rot Fai Market 2, bo jest młodszym i mniejszym, za to znacznie lepiej zlokalizowanym (stacja metra Thailand Cultural Centre, na tyłach centrum handlowego Esplanade), bratem targu Rot Fai Market.

Ze stacji metra ruszyliśmy wraz z falą młodych ludzi, w większości wyglądających na lokalsów, zmierzających w tym samym kierunku co my. To zawsze jest dobry znak.

Dokoła kwartału straganów z dachami z kolorowych płacht działa kilka restauracji, pubów i klubów. Zagłębiamy się w alejki targu. Muzyka, śmiechy i zapach jedzenia. Mijamy stragany z ciuchami, torebkami, pamiątkami i różnościami w poszukiwaniu… strefy z jedzeniem. W końcu jest. Trudno się na coś zdecydować, na każdym kroku zmysły atakowane są z coraz większą siłą. Kolory, zapachy, smaki. Owoce morza, ryby, curry a czasem trudne do zidentyfikowania przysmaki. Nie zazdroszczę Domi, wiem że chciałaby spróbować wszystkiego : D Kupujemy więc jedną potrawę, rozsiadamy się na krawężniku, próbujemy wspólnie i idziemy po kolejną. I tak powtarzamy aż wszyscy zgodnie uznajemy, że więcej już nie pociśniemy ; )

   

Jego Wysokość Baiyoke Sky Hotel

Przeskoczymy z relacją. Do Bangkoku wróciliśmy na ostatnie kilkanaście godzin przed powrotem do domu. Wakacje trzeba zakończyć mocny akcentem, a my nadal nie odhaczyliśmy punktu obowiązkowego dla Bangkoku czyli wizyty w jednym ze sky barów.

Na (last) one night in Bangkok zarezerwowaliśmy apartament na 67. piętrze Baiyoke Sky Hotel – najwyższym hotelu Tajlandii, zlokalizowanym w dzielnicy Pratunam, przylegającej do wspomnianej Siam.

Zdecydowanie polecamy nocleg w tym hotelu, a apartament w którym jedna ze ścian jest cała przeszklona robi ogromne wrażenie. W zasadzie można by siąść przy szybie i gapić się na miasto. Ale szkoda tak siedzieć, skoro dla gości w cenie noclegu jest wjazd na taras widokowy usytuowany na 84. piętrze a na poziomie niżej działa sky bar : ) Z tej wysokości gdzie auta wyglądają jak zabawki a ludzie jak mróweczki widać jakim molochem jest Bangkok. Widać cztero- czy pięciopasmowe drogi, na których tworzą się ogromne korki. I zobaczyliśmy coś jeszcze, charakterystyczne skupisko kolorowych straganów i świateł sugerowało bliskość kolejnego night marketu.

  

Talad Neon – nocny targ w dzielnicy Pratunam

Ulice wokół Baiyoke Sky wypełnia Pratunam market, stragany z podróbkami markowych zegarków, ubrań, okularów czy klapkami w kształcie ryby. W Bangkoku, mieście pełnym kontrastów, nie dziwi już nas, że bądź co bądź elegancki hotel wciśnięty jest pomiędzy stare blokowiska a ulice zalane są chińszczyzną.

Docieramy na Talad Neon, stosunkowo nowy punkt na mapie nocnych targów Bangkoku.

Pijemy ostatnie kokosy, staramy się zapamiętać smak mango sticky rice czy zupy tom yum na dłużej. Mimo chęci na pad thaia nie mamy już miejsca… Zuzia wpada na genialny pomysł: tata, przedłuż te bilety, ja chce jeszcze wakacje : )

Wracamy do hotelu przed północą, ustawiam na wszelki wypadek budzik na 2.00, gdy będzie trzeba ruszać na lotnisko, siadam przy szybie i nie mogę się na dziwić, jak nadal o tej porze miasto tętni życiem. Ruch na ulicach jest tylko trochę mniejszy, wydaje się że nikt tu nie śpi, tak jakby to była dla wszystkich ostatnia noc w Bangkoku, z której trzeba wycisnąć maksimum.

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że za kilka miesięcy znów zawitamy w stolicy Tajlandii. A tyle jeszcze tam miejsc i smaków do odkrycia… : )

J.

Informacje praktyczne

Świątynia Wat Saket

Jak dotrzeć

Tuk tukiem lub autobusem wodnym kursującym po kanale Saen Saep – przystań Panfa Leelard Pier.

Ceny rejsu autobusem od 11 do 20 batów w zależności od przebytego dystansu.

Pozostałe informacje

  • godziny otwarcia: 9.00 – 17.00
  • bilet wstępu – 20 bahtów

 

Targ nocny Ratchda Train Market (Rot Fai Market 2)

Czynny codziennie od 17.00 do 01.00. Najlepiej być po 19.00 gdyż wcześniej nie wszystkie stragany są otwarte. Dojazd MRT Metro – stacja Thailand Cultural Centre (wyjście nr 3) i skręcić w uliczkę prowadzącą na tyły centrum handlowego Esplanade.

Targ Talad Neon

Czynny codziennie od 16.00 do północy.Adres: Phetchaburi Road, obok centrum handlowego Palladium.

 

Baiyoke Sky Hotel

Rezerwuj nocleg pod tym linkiem bez żadnych dodatkowych opłat.

Taras widokowy na 84. piętrze dostępny w godzinach 10.00 – 02.00 w cenie 400 batów za osobę. Dla gości hotelu nielimitowany wjazd w cenie noclegu.