Jaskinia Prometeusza i inne cuda natury czyli dlaczego warto zatrzymać się w Kutaisi

Nie przyjeżdżajcie do Kutaisi. Przynajmniej w poniedziałek. W relacjach blogerów przeważa opinia, że w przemysłowym Kutaisi, drugim co do wielkości mieście Gruzji, a co ważniejsze mieście do którego lata Wizzair nie warto się zatrzymywać, tylko prosto z lotniska jechać w inne regiony kraju. Tak też zrobiliśmy i my, ruszając od razu z lotniska do Mestii. Jednak Kutaisi także znalazło się na naszej trasie, tylko nieco później, podczas podróży ze Swanetii do Tbilisi.

Po trekkingach wśród kaukaskich szczytów poprzeczka była zawieszona naprawdę wysoko, więc samo Kutaisi nie miało szans na zaspokojenie naszego apetytu podróżniczego. Mając jednak do dyspozycji auto, w promieniu kilkudziesięciu kilometrów można znaleźć sporo ciekawych miejsc. W planie mieliśmy więc Jaskinię Prometeusza, znaną z niezwykłych form krasowych oraz kanion Okace, gdzie od kilku lat spacerować można po tarasach widokowych zawieszonych kilkadziesiąt metrów na ziemią czy raczej potokiem meandrującym pomiędzy skałami.

Plany planami, ale jeszcze trzeba umieć czytać. A już najlepiej to robić to ze zrozumieniem i z wyprzedzeniem, by uniknąć sytuacji gdy w ostatniej chwili dowiadujesz się, że w poniedziałki w Gruzji wiele atrakcji jest ZAMKNIĘTYCH. W tym oczywiście nasza jaskinia i kanion.

Zacząłem szukać czegoś innego, bo tkwienie w 35 stopniowym upale i szukanie na siłę czegoś interesującego w Kutaisi przerastało nawet mnie, więc równie dobrze mógłbym powiedzieć, że wyjeżdżamy wcześniej do Tbilisi. Ale nie poddałem się. Ba, byłem już bliski sukcesu. Nasz nowy cel – Rezerwat Sataplia, gdzie oprócz jaskini z naciekami krasowymi można zobaczyć też prawdziwe odciski stóp dinozaurów. No i rezerwat miał być zamknięty we wtorki… Czego chcieć więcej?

Zuzię bardziej niż kolorowa jaskinia zaciekawiły te ślady dinozaurów. Przez całą drogę dopytywała o różne rzeczy, ale nie na wszystko potrafiliśmy znaleźć odpowiedź. A czemu są tylko odciski? A gdzie jest ich skóra? To tylko parę z wielu pytań jakie padły w aucie, gdy nagle przed nami ukazał się szlaban a Gruzin siedzący obok w aucie po rosyjsku (nie sądziłem że aż tak u mnie źle już z mówieniem po rosyjsku dopóki nie próbowałem sklecić dwóch zdań odruchowo wplatając słówka po angielsku) wytłumaczył, że zamknięte i już. W ciągu kilku minut podjechało z 6 aut i wszyscy zawrócili więc chyba z rozumieniem po rosyjsku jeszcze jest u mnie jako tako.

Kanion Martvili i idealne miejsce na piknik

Dominika pukała się w głowę gdy stwierdziłem, że jedziemy do kanionu Martvili, gdzie organizowane są z kolei spływy pontonowe. Innych pomysłów już nie miałem, więc co nam szkodzi spróbować. W takich sytuacjach wychodzi mój niepoprawny optymizm. Kontrpropozycja też nie padła, a klimatyzacja skutecznie chroniła przed żarem lejącym się z nieba, więc pojechaliśmy. I co się okazało na miejscu?

Oczywiście zamknięte. Strażnik rozkładając ręce powiedział żeby przyjechać jutro. Co robić? Odruchowo ruszyłem za jakimiś Gruzinami, w międzyczasie włączając tryb 4×4, którzy minęli strażnika i odbili w kamienistą dróżkę. Tak dotarliśmy pod starą hydroelektrownię skąd przeszliśmy po drewnianym, bujającym się mostku i już byliśmy nad brzegiem potoku.

Pontonem nie spłynęliśmy, kanion Martvili może cudem natury też nie jest, ale przynajmniej siedzieliśmy sobie w zacienionym miejscu, szumiał strumień a dziewczyny, wedle chyba szczerych zapewnień Zuzi, miały zanurzyć tylko stopy (czy to w ogóle jest możliwe?). A potem zdarzyło się coś jeszcze. Gruzini, za którymi pojechaliśmy, zaprosili nas do siebie i częstowali wszystkim co mieli przygotowane na rodzinny piknik. Chleb, ser, udka z kurczaka, pieczone dynie i  przepyszny arbuz, który jakiś czas chłodził się w wodzie. Gdyby tak jeszcze polało się wino to moglibyśmy powiedzieć, że wzięliśmy udział w słynnej gruzińskiej suprze ; )

Kutaisi – krótka lista atrakcji

Z pełnymi brzuchami ruszyliśmy z powrotem do Kutaisi, ale po drodze skusiliśmy się jeszcze na kolejnego arbuza. Przejeżdżaliśmy też obok wyróżniającego wśród otoczenia gruzińskiego parlamentu, który od kilku lat obraduje właśnie w Kutaisi a nie w stolicy kraju. Budynek przypomina ogromną piłeczkę golfową, a przeszklona konstrukcja ma wskazywać na otwartość i transparentność rządzących. Symboliczna jest również lokalizacja parlamentu, który powstał na ruinach zburzonego pomnika poświęconego radzieckim i gruzińskim żołnierzom poległym w trakcie II wojny światowej.

A co ciekawego można zobaczyć w mieście, z którego pochodzi Katie Melua? Raczej nie znajdziemy tutaj złotego runa, po które wyruszyli Jazon i jego Argonauci, a mającego znajdować się właśnie na terenach starożytnej krainy Kolchidy.

Najważniejszym zabytkiem Kutaisi jest wpisana na listę UNESCO, odrestaurowana katedra Bagrati pochodząca z XI w. z czasów panowania króla Bagrata III. Króla, który zjednoczył Gruzję, stąd katedra ta jest właśnie dla Gruzinów symbolem jedności kraju. Obiekt położony jest na wzgórzu i widoczny z różnych części miasta.

I chyba to by było na tyle… chociaż może nie, warto też zobaczyć zaprojektowaną z rozmachem fontannę umiejscowioną pośrodku głównego ronda w mieście, która nawiązuje do bogactwa stolicy starożytnej Kolchidy. Zwłaszcza w nocy może się podobać. Nie tylko dzieciom : ) Samo rondo też może dostarczyć nie lada emocji, nie jest łatwo pokonać tych 4 czy 5 umownych i niewyznaczonych liniami pasów, po których pędzą samochody, nie zważając w ogóle na pieszych. Stąd też jest niedaleko do restauracji Papavero z przyjemnym ogródkiem i gruzińską kuchnią w nowoczesnym wydaniu.

Następnego dnia w drodze do Tbilisi mieliśmy zobaczyć pobliskie monastyry Gelati i Mocameta. Nie zobaczyliśmy. Zamiast tego podjęliśmy drugą próbę odwiedzenia jaskini Prometeusza. Tym razem z sukcesem.

Jaskinia Prometeusza czyli 1500 „wow” na minutę

Odkryta dopiero w 1984 r. jaskinia Prometeusza jest jedną z nowszych atrakcji Gruzji. Pod jej wrażeniem był prezydent Saakaszwili, który uznał, że jaskinia powinna być dostępna dla turystów. Otwarcie nastąpiło w 2011 r. Zwiedzanie odbywa się z przewodnikiem, a do wyboru mamy dwie opcje: trasa piesza lub trasa piesza + krótki rejs łodzią podziemną rzeką. Wybraliśmy opcję nr 2. W podziemnych korytarzach panuje stała temperatura kilkunastu stopni. Cała jaskinia ma ponoć długość 15 km, a udostępniona trasa to liczy trochę ponad 1 kilometr, na co składa się 7 ogromnych sal, tuneli i przejść.

Jeden kilometr niesamowitych wrażeń. Bo choć nazwa jaskini nawiązuje do tytana Prometeusza, to jednak nie legendy o herosie, który wykradł ogień bogom z Olimpu za co został przykuty do pobliskich skał, są największą atrakcją tego miejsca. 

Na całej trasie oglądamy fantazyjne formy nacieków skalnych. Zwisające niczym skamieniałe sople stalaktyty, powstające przez tysiąclecia stalagmity i stalagnaty, zastygnięte kamienne wodospady czy inne rozmaite kształty pobudzające wyobraźnię.

Nasza grupa szybko pomknęła do przodu a my szliśmy niespiesznie przez kolejne sale nawet nie próbując zliczyć wypowiedzianych przez nas słów zachwytu. Bajkowy nastrój podkreślają wielobarwne iluminacje. Zdarzają się negatywne opinie, że kolorowe oświetlenie jest delikatnie mówiąc zbędne, jednak według nas podkreśla urok tego miejsca i nadaje mu efektu „wow” ; )

Kiedy dotarliśmy do końca trasy nikogo z naszej grupy już nie było. Co gorsza nie było też żadnych łodzi, więc pozostało nam czekać. Dołączyła do nas kolejna grupa a łódek nadal nie było jeszcze dobry kwadrans. Wreszcie przypłynęły, jednak sam rejs trwający kilka minut można bez żalu sobie darować. Za to trasa piesza to absolutny „must walk” w Gruzji.

Śladem dinozaurów – Rezerwat Sataplia

Zuzię jednak nadal fascynowały te odciski dinozaurów, więc obiecaliśmy jej, że Rezerwat Sataplia odwiedzimy ostatniego dnia wyjazdu, gdy wrócimy do Kutaisi przed odlotem. A wiadomo, że obietnica to obietnica.

Kilka kilometrów od Kutaisi w krainie wygasłych wulkanów i starych kolchidzkich lasów założono Rezerwat Sataplia. Można się spierać co jest jego główną atrakcją. Czy skamieniałe ślady dinozaurów, które można zobaczyć w specjalnym pawilonie, a może jednak jaskinia podobna do tej Prometeusza (ale znacznie krótsza – 300 m), na końcu której bije serce z kamienia. Niektórym najwięcej wrażeń może przysporzyć przeszklona platforma. Gdyby tylko jeszcze widoki były bardziej spektakularne jak np. na Maderze na klifie Cabo Girao ; ) Niemniej jest to miejsce warte odwiedzenia.

Może więc warto dać Kutaisi szansę : )

J.