Wczorajsza kiepska pogoda to chyba wypadek przy pracy. Słońce wróciło, my jednak opuszczamy Tokio i mamy nadzieję że pojedzie z nami do Nikko. A po drodze chcemy zobaczyć coś jeszcze. Dowiedziałem się o tym miejscu zupełnie przypadkiem z jakiegoś artykułu typu top10 najciekawszych… drzew na świecie : D I okazało się, że będziemy przejeżdżać w pobliżu jednego z nich : ) A jak często widuje się jedno z dziesięciu super ekstra wyjątkowych drzew na świecie? Jedziemy więc zobaczyć wisterie w Ashikaga Flower Park : )
Jaramy się jednak czymś innym. Wreszcie pojedziemy shinkansenem : ) Albo jak go nazwała Zuzia „dziobem”, oczywiście ze względu na charakterystyczny kształt : )
Pierwsza linia kolei wysokich prędkości otwarta została kilka dni przed rozpoczęciem Olimpiady w Tokio w 1964 r. Linia Tokaido o długości 515 km połączyła stolicę z Osaką. Obecnie łączna długość linii shinkansenów to ponad 2 600 km i ciągle ich przybywa. Shinkanseny mają odrębną infrastrukturę, od peronów i bramek na dworcach po tory, które nigdy się ze sobą nie przecinają, biegnąc często wiaduktami czy tunelami. Jeżdżą z prędkością ok. 300 km/h. Mogłyby znacznie szybciej, ale z uwagi na poziom hałasu i zagrożenie związane z trzęsieniami ziemi pozostają przy skromnych 300 ; ) Za to w ich już ponad 50-letniej historii nigdy nie zdarzył się wypadek śmiertelny. Legendarna jest także ich punktualność. Średnie roczne opóźnienie składu mierzone jest w sekundach. SEKUNDACH! ROCZNIE! Wyobraźcie sobie takie komunikaty: pociąg intercity z Katowic do Warszawy jest opóźniony o 4 sekundy. Opóźnienie pociągu może ulec zmianie : D
Podjechał punktualnie. Lekki stresik czy damy radę zapakować się do środka ze wszystkimi bagażami w trakcie krótkiego postoju : D Udało się, zajmujemy miejsca zgodnie z odebranymi do JR Passa miejscówkami (bez miejscówek są osobne wagony). Tłoku nie ma, zajmujemy cały rząd. Układ siedzeń jest asymetryczny – po jednej korytarza stronie 3 miejsca, po drugiej 2. Wnętrza komfortowe z dużą przestrzenią na nogi. Ruszamy. Lekko wbija w fotel przy przyspieszaniu. Później prędkości już tak bardzo nie czuć, ale wystarczy spojrzeć przez okno by sobie o niej przypomnieć.
Pół godziny później jesteśmy już w Oyamie. Zatrzymują się tutaj tylko nieliczne shinkanseny a pozostałe… no właśnie, określenie „tylko przejeżdżają” nie do końca oddaje wrażenia. Ciszę panującą na pustym peronie, co kilka minut przerywa nagły huk, z którym niemal jednocześnie pojawia się znikąd „dziób”, by w mgnieniu oka pomknąć dalej.
Na dworcu w Oyamie chcieliśmy zostawić nasze bagaże by nie jeździć z nimi cały dzień. Pani z obsługi dworca pokazała nam gdzie są lockery. Okazało się jednak, że ich rozmiary są mniejsze niż nasz pokój w hotelu w Tokio i tylko najmniejsza z 3 walizek się tam zmieści. Nie do końca nas to satysfakcjonowało, więc wróciliśmy do tej sami pani pokazując na migi, że nasze walizki są za duże i czy można zostawić je gdzie indziej. Dwa razy wyjaśniała nam jeszcze gdzie są te same szafki aż wreszcie sama przyznała ”too small”. Oczywiście dodała ulubiony zwrot Japończyków po angielsku ”i’m sorry, thank you”, uśmiechnęła się a w myślach pewnie się modliła żebyśmy sobie poszli. Rozwiązywanie takich prostych spraw chyba nie jest silną stroną Japończyków. Zastanawialiśmy się czy nie popytać o możliwość ich przechowania w jakimś dworcowym barze, ale zaraz przed oczami pojawiła się nam scenka z próbami tłumaczenia i odpuściliśmy. Trudno, jakoś damy radę.
Przesiadka z shinkansena do lokalnego pociągu to czasem przepaść. Dla odmiany teraz jechaliśmy z prędkością w porywach 50 km/h, tak na oko bo rowerzystów jeszcze mijaliśmy ; )
W końcu jednak po prawie godzinnym toczeniu się dojechaliśmy do Tomity skąd już pieszo można dojść do Ashikaga Flower Park. A dla osób, które będą chciały się tam wybrać przydatna informacja, naprzeciwko dworca w Tomicie w sklepiku z lokalnymi smakołykami można zostawić walizki (300 jenów za dzień/sztuka a do tego zniżka na bilety do ogrodu).
Ogród Ashikaga Flower Park to miejsce, które powinien odwiedzić każdy fan Avatara będący w Japonii majową porą. Jeśli był jakiś pierwowzór Drzewa Dusz to znajduje się on właśnie tutaj! Potężna wisteria (wczoraj dowiedziałem się o istnieniu floksów, dzisiaj wisterii ; ) ) ma ponad 150 lat. Krata na, której wspierają się gałęzie ma powierzchnię, uwaga, uwaga! 600 mat tatami. I wszystko jasne ; )
Jeśli nie do końca jasne, to mata tatami , czyli tradycyjna mata japońska wykonana ze słomy stosowana do pokrywania podłogi, jest też często używana do określania powierzchni wnętrz (np. pokoi hotelowych!). Tatami mają wymiary ok. 90 x 180 x 5 cm (nieznacznie różnią się regionalnie). Dawnej w Japonii pomieszczenia miały powierzchnię równą wielokrotności rozmiaru maty.
Ale wracając do wisterii to wygląda tak : )
Wiele kwiatów już opadło, ale i tak widok był imponujący. Niestety przewalające się tłumy nie pozwalały na ujęcie drzewa na zdjęciu w pełnej okazałości.
W ogrodzie są też inne wisterie, a każdy kolor (fioletowe, żółte, białe, różowe) kwitnie o trochę innej porze więc warto się tu wybrać przez cały maj. My akurat trafiliśmy na pełnię koloru żółtego. A żółte wisterie zostały uformowane w 80 metrowy tunel, chociaż minie jeszcze pewnie kilka lat zanim dach tunelu będzie w pełni szczelny.
Na miejscu można i warto spróbować też fioletowych lodów o smaku… wisterii oczywiście i odpocząć na łonie natury : )
Bajkowy mógłby być widok wisterii wieczorem, gdy włączane są specjalne iluminacje. Na to jednak czekać nam się nie chciało, bo jeszcze długa droga przed nami tego dnia. Tym bardziej, że bagaże musimy odebrać do 19stej a ściemnia się trochę później. No więc nieśpiesznie ; ) wracamy naszym ulubionym pociągiem do Oyamy.
Skąd shinkansem jedziemy do Utsonomiyi, jemy jakieś gotowe przysmaki z marketu i dalej znowu lokalnym pociągiem do Nikko. Czuć, że jedziemy na północ w bardziej górskie regiony. Robi się chłodniej. Na miejscu jesteśmy o 20stej.
Do hotelu mamy kilka kilometrów (jak się okazało więcej niż mi się wydawało), ale namawiam Dominikę żeby nie wsiadać w jedyną taksówkę stojącą przed dworcem i pójść rozeznać miasto. Nie sprawdzamy też jedynego autobusu stojącego przed dworcem autobusowym kilkaset metrów dalej. Idziemy. Zuzia jedzie na jednej z walizek, które ciągnę pod górę.
Idziemy główną ulicą miasta, do którego przyjeżdżają tłumy turystów i co…? I nic, żywego ducha. Wszędzie ciemno, żadnych knajp, restauracji, ludzi, życia… nic. Robi się coraz chłodniej, Zuzia zasypia (od kiedy tak wcześnie spać chodzi?) w nosidle, nie na walizce ; ) Mnie się ten nocny spacer podoba, ale chyba tylko mnie : D Po mniej więcej 2 km dochodzimy do skrzyżowania koło mostu Shinkyo i wreszcie spotykamy jakąś parę. Upewniam się co do kierunku i pytam o odległość bojąc się odpowiedzi widząc minę Domi : D Para dość oryginalna. Chyba wracali z jakiegoś onsenu, bo mieli gołe nogi i drewniane chodaki. Trzęśli się z zimna, ale próbowali odnaleźć nasz hotel na mapach w swoich telefonach. Aż tu nagle wybawienie (dla przyszłości mojego małżeństwa : D ) Podchodzi do nas młoda dziewczyna, która widząc że jesteśmy z dzieckiem proponuje że nas podwiezie ; ) Patrząc na wielkość auta podejrzewam, że jednak ja pójdę sobie pieszo z bagażami, ale dziewczyna sama zaczyna upychać walizki i nas : D Jakimś cudem jednak mieścimy się wszyscy, a ona nas jeszcze przeprasza za warunki. Okazało się do hotelu zostało jakieś 2 km ; ) Pozdrawiamy jeszcze raz pana w garniturze z Shinjuku, który biegiem uciekał kiedy próbowaliśmy zapytać o drogę ; ) I pozdrawiamy Ciebie Aiko ; )
Pokój nas zaskoczył. Nie był jakiś nowoczesny czy coś. Poziom zaawansowania pod względem elektroniki nawet poniżej przeciętnej. Za to można było w pokoju zrobić więcej niż 2 kroki w jednym kierunku i to bez skakania nad walizkami! Taka odmiana : D
W hotelu był też onsen. Na recepcji dostaliśmy obrazkową instrukcję postępowania i onsenowego savoir vivre. Ubrany w yukatę przejrzałem ją i tak przygotowany poszedłem zrelaksować się w gorących źródłach. Onseny w większości przypadków nie są koedukacyjne, chociaż zdarzają się wyjątki. Przed epoką Meiji normą były natomiast wspólne kąpiele kobiet i mężczyzn. Dopiero zetknięcie z kulturą Zachodu i naszym poczuciem wstydu przed nagością, spowodował rozgraniczenie onsenów dla płci.
Przed wejściem znajdują się koszyki, w których należy zostawić ubrania. Wszystkie ; ) Do onsenu wchodzi się nago. Można wziąć ze sobą mały ręcznik. Nieco niepewnie wkroczyłem do środka, czując dużą ulgę, gdy okazało się że środku nikogo nie było. Plus 10 do komfortu : ) Następnie, zgodnie z instrukcją, należy dokładnie się umyć siedząc na niskim stołeczku. Po myciu należy dokładnie opłukać siebie i swoje stanowisko, do czego służy miska leżąca na stołku.
Po zabiegach higienicznych przyszedł wreszcie czas na relaks, bo o to chodzi w kąpielach w gorących źródłach. Jest to przede wszystkim miejsce i czas na oczyszczenie duchowe. No i fajnie po całym dniu chodzenia posiedzieć w gorącej wodzie patrząc w gwiaździste niebo : )
Zdjęcia onsenu zrobione następna dnia ; )
J.
4 komentarzy
Z tymi pociągami to mają tam fajnie :) Nie tak jak u nas, opóźnienie 10 minutowe nie robi wrażenia a tam 10 minut spoźnienia wywołałoby zapewne chaos bo to nienormalne :D Jeszcze te prędkości, skromne 300km/h jejku :D Świetna relacja, Pozdrawiam :)
U nas 10 min opóźnienia to w dobry tonie jest :D
Świetna relacja i zdjęcia! :)
Te widoki… i te pociągi…! Trzeba wrócić kiedyś do Japonii koniecznie :)
Dzięki! :) A Japonia chyba ma w sobie coś takiego, że chciałoby się tam wracać. Nawet po to by te same miejsca o różnych porach roku zobaczyć :)