Krakowska ZaKładka – kawałek Francji za Wisłą

Można powiedzieć, że zeszłoweekendowa wizyta w Krakowie była mocno robocza, mieliśmy kilka spraw do załatwienia a i pogoda tylko na krótko rozpieściła nas słońcem, pięknie oświetlającym zaśnieżoną Wisłę i wielkie zbiorowisko kaczek i łabędzi. Słońce chyląc się ku zachodowi szybko zniknęło się za chmurami a słoneczne przedpołudnie, ustąpiło miejsca ponuremu popołudniu. Udaliśmy się więc każdy do swoich „obowiązków”, ja – komponować urodzinowe perfumy a Jarek z Zuzią – gonić bańki na rynku i posilać się lodami ; ).

DSC03910a logo

DSC03951a logo

DSC03989a logo

DSC03963a logo

Wieczorny mrok znów ujawnił urok miasta, a to za sprawą świątecznych jeszcze dekoracji i skłonił nas do krótkiego przedobiadowego spaceru.

DSC04021a logo

DSC04037a logo

DSC04038a logo

A na obiad wybrałam miejsce, o którym dużo się słyszało i dużo się pisało już jakiś czas temu. Mimo, że Jarka ciągnęło w zdecydowanie inne kierunki kulinarne stanęło jednak na kuchni francuskiej w wydaniu Rafała Targosza w ZaKładce. Wiadomo przecież, że kobiecie w ciąży się nie odmawia, prawda? ; )

Wnętrze lokalu, w wieczornym, zimowym klimacie nieszczególnie do mnie przemówiło, wydawało się zbyt duże i nieprzytulne aczkolwiek w sprzyjających okolicznościach z pewnością można by docenić nienachalny urok francuskiego bistro, czarne stoliki, czerwone kanapy, stylizowane postery i lustra na ścianach, z tym, że wszystko to bardzo ugrzecznione i ułożone jak na paryski styl. No czegoś tym ścianom brakuje. Ale jak wiadomo, nie ściany odgrywają tutaj pierwsze skrzypce a menu, bądź co bądź, bardzo kuszące.

DSC04057a logo

DSC04082a logo

Przestudiowałam je już przed przyjazdem, żeby na miejscu nie przeżywać katuszy związanych z wyborem, bo patrząc na nie pierwszy raz ma się ochotę zjeść co najmniej o kilka dań za dużo, jak na jedną wizytę. W ZaKładce do wyboru mamy bardzo zróżnicowane przystawki, dania główne: mięso, podroby, ryby i owoce morza, ale również lekkie sałatki czy bagietki francuskie z regionalnymi składnikami (sery od Lorków czy Wędzony Pstrąg Ojcowski).

My na przystawkę wzięliśmy Rosbef sous vide, wędzony biały ser, pikle, sos holenderski aromatyzowany gorczycą (60 stopni) oraz Tygielek ślimaków z Warmii. Przyrządzenie dania metodą sous vide jest przeciwieństwem fast foodu. Mięso zamknięte próżniowo w woreczku jest długo gotowane w temperaturze ok. 58-60 st. (w przypadku wołowiny). Dzięki tej metodzie podkreślony zostaje naturalny smak mięsa oraz jego wysoka jakość. Rzeczywiście plastry rosbefu były idealnie miękkie i soczyste jednak ponad delikatny smak mięsa wybijały się mocnooctowe pikle, niepotrzebnie go zagłuszając. Sos holenderski pyszny i kremowy. Natomiast prezentacja całej przystawki przepiękna i dobrze przemyślana, cieszyła oko.

DSC04050a logo

Ślimaki były przepyszne, ale aż się prosiło o jakąś bagietkę żeby móc wyjeść maślano-czosnkowy sos w którym się zapiekały.

DSC04053a logo

Z dań głównych wybraliśmy Duszoną goleń wołową, grandine z pszenicy durum w maśle i czosnku, warzywa sezonowe, demi glace oraz Duszony policzek wieprzowy, mus z pora, groszek cukrowy z karotką, ziemniaki z wody, sos własny.

W obu przypadkach mięso było genialne, rozpadające się pod widelcem i rozpływające w ustach.

Towarzyszące goleni grandine czyli makaronowe kuleczki z papryką, brokułami, marchewką i natką pietruszki było pyszne a warzywa chrupiące, całości dopełniał esencjonalny sos demi glace.

DSC04061a logo

Z kolei policzek wieprzowy wystąpił w akompaniamencie aksamitnego i aromatycznego musu z pora, idealnie ugotowanego groszku z marchewką oraz ziemniaka i sosu.

DSC04062a logo

Na deser wybraliśmy sernik z dyni, emulsją z pigwy i sosem pomarańczowo-waniliowym i creme brulee mini. I o ile dania główne były przepyszne to desery okazały się prawdziwym hitem. Kremowy, delikatny sernik, niezbyt słodki w towarzystwie kwaskowatego musu z pigwy i słodkiego sosu pomarańczowego z nutą wanilii stanowił więcej niż udaną kompozycję smakową a maleńki w swej formie ale wielki w smaku, nadzwyczaj kremowy i delikatny creme brulee z cudownie chrupiącą skorupką z dodatkiem skórki pomarańczowej sprawił, że jeszcze długo wygarniałam jego resztki ze ścianek maleńkiego naczynka ; ).

DSC04075a logo

DSC04078a logo

Zuzia oprócz podjadania z naszych talerzy zajadała frytki – iście francuskie, chrupiące i cieniutkie jak zapałki.

Oprócz wystroju, który oczywiście jest rzeczą gustu, problem miałam jeszcze z obsługą. Zasadniczo kelner poprawny, ale poza tę poprawność zdecydowanie wyjść nie chciał. Obsługa zupełnie niezaangażowana, ani razu nie zostaliśmy zapytani czy wszystko w porządku, nawet zdawkowego „czy smakowało” czy choćby czy mamy ochotę na deser czy kawę. Nie lubię miejsc gdzie co chwilę muszę na szybko przełykać kolejny kęs bo oto widzę nadchodzącego kelnera który 10 raz upewnia się czy wszystko smakuje a jedyne co ja mogę zrobić w środku posiłku z pełnymi ustami to pokiwać głową czy uśmiechnąć się porozumiewawczo. Ale w ZaKładce – nic, kompletnie nic. Zero zainteresowania. Zero niewymuszonego uśmiechu.

Podsumowując, jedzenie przepyszne i skupiając się tylko na nim, ZaKładce nie mam nic do zarzucenia. Zdecydowanie warto przyjść, jeśli nie na obiad (choć pewnie trudno się powstrzymać)  to na bagietkę a do bagietki – wino. Nie wspomniałam jeszcze, że prócz win francuskich możemy też spróbować win z małopolskiej winnicy w Witanowicach, ceny od 6 zł za kieliszek, czyli bardzo przyzwoicie. A jeśli nie na bagietkę to na kawę i creme brulee. Gdyby tylko obsługa zechciała jeszcze nawiązać jakąkolwiek relację z klientem – byłoby idealnie.

D.

ZaKładka Food&Wine

Józefińska 2

Kraków