To nie widoki z czarnogórskiej riwiery czy nawet jedynej w swoim rodzaju Boki Kotorskiej, a właśnie panoramy Gór Przeklętych oglądane w sieci sprawiły, że celem naszej kolejnej podróży stała się Czarnogóra.
Prosto z lotniska w Podgoricy ruszyliśmy w kierunku Parku Narodowego Prokletije. Po prawie 4 godzinach jazdy (w tym wielu przystankach w kanionie rzeki Moraca) dotarliśmy wreszcie do wioski Kruszewo, gdzie mieliśmy zarezerwowany domek w Ethno House Bektesevic.
Dolina Grebaje – początek szlaku
Sielankowa atmosfera oraz pyszne, domowe śniadanie sprawiły, że nie wyruszyliśmy tak wcześnie jak planowaliśmy.
A plan na ten dzień był dość ambitny. Chcieliśmy przejść jedną z najbardziej popularnych (co w tutejszych górach nie oznacza zatłoczonych ; )) tras w czarnogórskiej części pasma Gór Przeklętych, czyli pętli poprowadzonej przez trzy szczyty: Valusnica ( 1879 m n.p.m.), Taljanka (2057 m n.p.m.) i Popadija (2030 m n.p.m.). Dystans do pokonania to ok. 10 km. Początek szlaku znajduje się w Dolinie Grebaje.
Przez dolinę prowadzi wąska szutrowa droga. Wzdłuż niej ciągną się chylące ku ziemi się płoty i soczyście zielone łąki. Przed nami majestatyczne, ośnieżone szczyty. Właściwie już dla samego tego widoku warto tutaj przyjechać a to jedynie przedsmak tego, co nas czeka.
Po drodze mijamy jeszcze punkt kontrolny, gdzie kupujemy bilety wstępu do Parku Narodowego Prokletije.
Na końcu drogi znajduje się Katun Maja Karanfil, bardzo popularne miejsce noclegowe i wymarzona baza wypadowa na górskie wędrówki. Dalej jest już tylko rozległa polana, gdzie parkujemy obok trzech czy czterech innych aut (to a propos tłumów na tutejszych szlakach).
Domi zachwyca się widokami, ja rozglądam się za szlakiem. W końcu uznajemy, że jedynym możliwym kierunkiem jest ścieżka bięgnąca w prawo bezpośrednio za ostatnimi zabudowaniami. Drogowskaz, który to potwierdza znajduje się dopiero na skraju lasu.
Początek szlaku Valusnica – Taljanka – Popadija
Początkowy odcinek jest dość mozolny i pozbawiony widoków, bo pierwsze 4 kilometry, w trakcie których do pokonania jest ok. 500 metrów przewyższeń, prowadzi przez las.
Już po kilku minutach marszu ścieżka zaczyna się lekko wspinać. Pojawiają się kamienie i korzenie. Przekraczamy strumyk i wychodzimy na… drogę, którą krok za krokiem podążamy w górę.
Za którymś z kolei zakrętem naszą drogę nagle przecina sznurek z zawieszoną kartką. Pierwsza myśl, zamknięty szlak. Nieeeee! Podbiegam, czytam i dochodzę do wniosku, że droga jest zamknięta, ale dla pojazdów silnikowych. Radośnie idziemy więc dalej. Po kilkuset metrach nagle jednak droga kończy się… W tym momencie zdajemy sobie również sprawę, że od dłuższego czasu nie widzieliśmy oznaczeń szlaku. Po krótkim rekonesansie stwierdzamy, że musimy zawrócić, bo to ślepy zaułek. Schodząc, minąwszy wspomniany sznurek, zobaczyliśmy swój błąd. Skupieni na rozszyfrowaniu napisu nie zauważyliśmy, że w tym miejscu szlak odbija w lewo w las.
Od teraz już wszyscy pilnowaliśmy oznaczeń, tym bardziej, że od wyruszenia nie spotkaliśmy po drodze nikogo a nadal czekały nas 2 kilometry wspinaczki przez las.
Ścieżka była wymagająca. Miejscami nachylenie było naprawdę duże, a do tego sporo śliskich korzeni i kamieni. W końcu jednak mając już prawie 5 km w nogach i 100 metrów przewyższeń ponad plan, wyszliśmy na otwartą przestrzeń.
W tym miejscu szlak się rozwidla tworząc pętlę biegnącą przez trzy wspomniane szczyty. A my przeskakując strumień (bo to fajne!) podjęliśmy spontaniczną decyzję, że idziemy odwrotnie do wskazówek zegara. I to okazał się w naszym przypadku bardzo dobry wybór : )
Pętla Valusnica – Taljanka – Popadija
Po krótkiej chwili wytchnienia ruszyliśmy dalej. Szliśmy przez łąki pokryte kwiatami (między innymi krokusami), gdzieniegdzie leżały jeszcze łaty śniegu. Zmieniły się okoliczności przyrody, nie zmieniło się jednak jedno. Dalej szliśmy pod górę ; )
Valusnica – fantastyczny punkt widokowy na Góry Przeklęte
Strategie na zdobycie szczytu były bardzo odmienne. Zosia postanowiła załatwić sprawę szybko. Ostatnie kilkaset metrów pokonała niemalże biegnąc, dzięki czemu jako pierwsza zameldowała się na poziomie 1 879 m n.p.m. Niektórzy z kolei postawili na minimalizację intensywności wysiłku, niespiesznie stawiając krok za krokiem. W końcu jednak w komplecie mogliśmy więc odtrąbić sukces – Valusnica zdobyta!
Przed nami rozpościerała się absolutnie spektakularna panorama z częściowo jeszcze ośnieżonymi dwutysięcznikami wyrastającymi po drugiej stronie Doliny Grebaje. Widać stąd jak na dłoni między innymi charakterystyczny masyw Karanfili, która ma aż trzy szczyty, z czego najwyższy – Wielki wznosi się na wysokość 2 490 m n.p.m. czy górę Očnjak. Widać też dno doliny Grebaje leżącej około 700 metrów poniżej.
To jeden z takich widoków, który można by podziwiać godzinami. I zdecydowanie taki, dla którego warto się trochę zmęczyć. Zresztą nie tylko ja tak uważam. Gdy spytałem dziewczyn czy było warto, przyznały oszczędnie, że nie było to tak do końca bez sensu. Szybko jednak upewniły się, że to na pewno jedyny taki trekking zaplanowany na te wakacje ; ) A gdy pokazałem im skąd wyruszaliśmy na szlak chyba poczuły się dumne z siebie : )
Ja też byłem z nich dumny. Uznałem jednak, że nie powinienem oczekiwać więcej. Zamiast więc kontynuować wędrówkę po zaplanowanej pętli, co wiązałoby się pewnie z ciągłym poganianiem (czytaj: motywowaniem) i dalszym wysiłkiem przy podejściach na Popadiję i Taljankę, zdecydowaliśmy, że zostaniemy dłuższą chwilę na Valusnicy i wrócimy tą samą trasą.
Siedząc na szczycie, powoli opróżnialiśmy więc plecak z prowiantu cały czas delektując się widokami. Spędziliśmy tak dobrą godzinę będąc cały czas jedynymi osobami na szczycie Valusnicy.
Gdy w końcu się zebraliśmy nie ruszyliśmy od razu w drogę powrotną. Postanowiliśmy pójść jeszcze nieco dalej na wysuniętą półkę skalną by spojrzeć na Góry Przeklęte z trochę innej perpektywy. Fragment ścieżki prowadził trawersem skąd doskonale widać dno doliny.
Droga powrotna
Schodząc zatrzymaliśmy się jeszcze przy strumieniu i z różnym entuzjazmem moczyliśmy stopy w lodowatej wodzie.
W sumie tego dnia przeszliśmy prawie 12 kilometrów i 900 metrów w pionie. A w ciągu całej wędrówki spotkaliśmy na szlaku całe sześć par, z czego cztery z Polski ; )
Gdy wróciliśmy do naszego ośrodka nasza gospodyni czekała na nas z pysznym obiadem i deserem. A dziewczyny czekały by jeszcze raz pobawić się z małymi królikami.
Jezioro Plav
Następnego ranka pakowaliśmy się i ruszaliśmy już w dalszą drogę. Trochę żałowaliśmy, że nasz pobyt w Górach Przeklętych i Ethno House Bektesevic trwał tak krótko. Chętnie kiedyś tu jeszcze wrócimy, bo tutejsze niezatłoczone szlaki na pewno mają jeszcze wiele do zaoferowania.
Opuszczając Gusinje zjechaliśmy jeszcze na chwilę nad jezioro Plav…
…oraz do miasta o tej samej nazwie, gdzie według przewodnika koniecznie trzeba zobaczyć Wieżę Redžepagića (Kula Redžepagića). Wieża była zamknięta i chyba sama nie bardzo wiedziała, że jest taką atrakcją jak opisywał to przewodnik. Zrobiliśmy kilka zdjęć, odwiedziliśmy jeszcze piekarnię i ruszyliśmy dalej. Cel na dzisiaj to kanion Tary i zjazd tyrolką, ale o tym w następnym wpisie.
Nocleg
Możemy szczerze polecić Ethno House Bektesevic. Całość prowadzi przesympatyczna rodzina. Do wyboru jest 6 czy 7 domków. Wszystko jest zadbane i czyste. Posiłki rewelacyjne, przyrządzane oczywiście na miejscu z lokalnych produktów.
Jeśli skorzystasz z naszego polecenia będzie nam miło jeśli użyjesz tego linka do booking.com