Dlaczego Wyspa Słońca? – Rodos dzień 1

Odkąd pojawiła się Zuz zakup biletów lotniczych ze spontanicznej decyzji zamienił się w wielodniowe analizy. Początkowo miała być Toskania, jednak konieczność przesunięcia urlopu na przełom września i października sprawiła, że postanowiliśmy zmienić plany. Po wielu wieczorach rozważań i poszukiwań, gdzie o tej porze roku można przyjemnie i ciekawie spędzić czas a jednocześnie bez przesadnego męczenia Zuz, wybór padł na Rodos. A ostatecznie zadecydowała taka oto krótka rozmowa z Zuzią:

– J: Zuzia, byłaś kiedyś w Grecji?

– Z: Nio (czyt. nie).

– J:  No to jedziemy na Rodos?

– Z: Bum bum.

Rodos, zwany wyspą słońca czy wyspą Heliosa, leży zaledwie kilkanaście kilometrów od wybrzeża Turcji, natomiast od Grecji kontynentalnej dzieli ją ok. 500 km.

Legenda głosi, że po zwycięstwie nad Gigantami w czasie uczty na Olimpie Zeus i jego bracia dzielili między siebie świat. Zapomnieli jednak o nieobecnym patronie słońca, Heliosie. Ten, zaproponował by do niego należał ląd, który wyłoni się z morza. Wkrótce wynurzyła się wyspa, której Helios nadał imię swojej ukochanej, nimfy Rode. Pierwszy właściciel nadal zapewnia jej ponad 300 słonecznych dni w roku.

Kolejnymi zwierzchnikami (przy większej lub mniejszej autonomii) wyspy byli Achajowie, Dorowie, Persowie, Grecy, Macedończycy, Rzymianie, Bizantyjczycy, Arabowie, piraci, Wenecjanie, Genueńczycy, joannici, Turcy, znowu Grecy, Włosi i jeszcze raz Grecy. Czytając o burzliwej historii wyspy w pamięci zapadł mi szczególnie taki fakt. Otóż niejaki Gajusz Kasjusz Longinus, rzymski generał, jeden z zabójców Cezara, podbił i złupił Rodos wywożąc do Rzymu m.in. kilka tysięcy posągów ze świątyń. Gdy jego dawny nauczyciel zaprotestował przeciwko temu, Gajusz odpowiedział, że przecież zostawia Rodos to, co najcenniejsze – piękne słońce.

Cóż, chyba o pogodę faktycznie martwić się nie musimy : )

Wylot o 5:30 z Pyrzowic. Środek nocy to oczywiście bardzo odpowiednia pora na bieganie po lotnisku i buszowanie po sklepie wolnocłowym według naszej małej podróżniczki. Zmęczenie przyszło dopiero w samolocie i tradycyjnie już Zuzia przespała cały 3-godzinny lot włącznie z lądowaniem.

Na miejscu mieliśmy już wynajęty samochód z lokalnej wypożyczalni, a jej przedstawiciel miał czekać na nas na lotnisku. Tym samym spełnić się miało małe marzenie Dominiki, by po lądowaniu przywitał nas ktoś z kartką z naszym nazwiskiem : ) „Niestety” wylądowaliśmy wcześniej niż planowano i… to my czekaliśmy na pana. A kartka nie była już potrzebna bo po odjeździe autokarów z biur podróży zostaliśmy na lotnisku sami. Przedstawiciel wypożyczalni zjawił się punktualnie, przekazał nam kluczyki do naszej Micry i w języku angielsko-niemiecko-pokazowym ochoczo wytłumaczył nam drogę do hotelu. Brzmiało dość prosto, (w lewo, w prawo, prosto, przed 3-cimi światłami w prawo i już) a że było to tylko kilkanaście kilometrów to postanowiliśmy spróbować sił bez GPS. Napisy w alfabecie greckim to dodatkowa atrakcja : )

DSC00940a logo

Jadąc do hotelu przypomnieliśmy sobie, że Grecja na skutek kryzysu gospodarczego została zdegradowana z kraju wysoko rozwiniętego do grupy państw rozwijających się (wg Morgan Stanley Capital International), co było pierwszym takim przypadkiem w historii.

Bez trudu dotarliśmy do hotelu Hillside Studio położonego na obrzeżach miasta Faliraki (dobra baza wypadowa do podróży po wyspie) i udaliśmy się wszyscy na drzemkę : )

Pierwszy dzień potraktowaliśmy aklimatyzacyjnie. Popołudniu wybraliśmy się do oddalonej o kilka kilometrów zatoki Ladiko, ciekawie usytuowanej wśród pagórków z niewielką piaszczysto-żwirkową plażą. Nazwa odnosi do gładkiej jak oliwa – ladi –  tafli wody). Po przeciwległej stronie zatoki jest inne, jeszcze mniejsze, miejsce do „plażowania” tyle, że bez plaży a na skalistej skarpie. Dokoła wznoszą się wzgórza porośnięte sosnami piniowymi. Minusem tego miejsca jest jego „turystyczność”. Niewielka powierzchnia plaży została maksymalnie wykorzystana przez leżaki, które rozstawiono jeden obok drugiego, tak że ledwie zmieściliśmy się z ręcznikiem pomiędzy nimi. O tych niedogodnościach można jednak szybko zapomnieć.

DSC00981b logo

DSC00970a logo

Dziewczyny bawiły się przy brzegu a ja zaliczyłem debiut w pływaniu z rurką, podziwiając tym razem podwodne widoki. Przed powrotem postanowiliśmy jeszcze chwilę pospacerować po okolicy. Jak zwykle okazało się, że nawet w obleganych miejscach można znaleźć coś tylko dla siebie. Idąc ledwie kawałek ścieżką nieco ukrytą w krzakach, dotarliśmy do miejsca gdzie nie było już nikogo więc można było w spokoju (czyli goniąc Zuz od kamienia do kamienia) rozkoszować się krajobrazem i słońcem, które będzie nam towarzyszyć przez następny tydzień.

DSC00992a logo

Wracając do hotelu obmyślaliśmy już plan na następny dzień.

J.