Noc na Koyasan była lodowata a papierowe ściany nawet najlepszego apartamentu świątyni Saizenin nie chroniły przed zimnem. Co innego futon i gruba kołdra, dlatego tym bardziej trudno było mi wstać o 6 rano by zdążyć na poranne modły odbywające się w innymi skrzydle budynku.
W sali, który my nazwalibyśmy pewnie kaplicą było już dwóch mnichów przygotowujących się do ceremonii oraz kilkunastu uczestników. Mniej więcej połowę stanowili widzowie tacy jak ja, którzy siedli nieco na uboczu i czekali na rozwój wydarzeń.
Po chwili rozległy się gardłowe dźwięki wydawane przez modlących się mnichów, co jakiś czas przerywane przez odgłosy gongu i dzwonków. Owianą półmrokiem salę wypełnił nastrój kontemplacji.
Zaraz po śniadaniu musieliśmy opuścić Saizenin. Przed powrotem do Tokio chcieliśmy jeszcze odwiedzić Okunoin, do którego dojeżdża jedna z trzech linii autobusowych na Koyasan.
Głównym miejscem Okunoin jest mauzoleum będące miejscem ostatniego spoczynku ważnej postaci w dziejach Japonii – mnicha o imieniu Kukai noszącego pośmiertne miano Kobo Daishi (było już o nim w innym wpisie).
Wierzy się, że Kobo Daishi pogrążył się w wiecznej medytacji oczekując na Buddę Przyszłości, a w międzyczasie przynosi ulgę proszącym o zbawienie. Kobo Daishi darzony jest wyjątkowym szacunkiem, jednak dla nie-pielgrzyma to głównie otoczenie mauzoleum czyni ten obszar wyjątkowym. Chcąc spoczywać w pobliżu Kukai’a wielu Japończyków wybierało Koyasan jako miejsce swojego pochówku. I tak na kilku kilometrach powierzchni znajduję się ponad 200.000 grobów czyniąc tę nekropolię największym cmentarzem w Japonii. Jednak zgodnie z naukami Kukai’a, nie ma tutaj zmarłych a jedynie dusze oczekujące na wyzwolenie i radość.
Na początku ścieżki znajdują się młodsze groby, z których wiele należy do bogatych biznesmenów czy korporacji. Niektóre zwracają uwagę formą jakby przeniesioną z socrealizmu. Mijamy też rakietę, psa, filiżankę…
Wreszcie po kilkuset metrach zagłębiamy się w nastrojowy las cedrowy, wypełniony zmurszałymi nagrobkami pokrytymi mchem, na które gdzieniegdzie padają pojedyncze promienie słońca. Po drodze mijamy wiele figurek jizo poświęconych zmarłym i nienarodzonym dzieciom. Ubrane w przeróżne czapeczki i śliniaki, z kubkami wody i zabawkami przed sobą.
Zbliżając się do mauzoleum trafiamy na posągi kilku bóstw ustawionych w rzędzie. Zgromadzeni przed nimi ludzie z rozmachem polewają je wodą za pomocą specjalnych chochel. Jednym ze szczególnie mokrych posągów jest Mizumuke Jizo – bosatsu (postać, która wyrzekła się nirwany by zostać i pomagać osiągnąć stan Buddy innym) wyjątkową ochroną otaczający dzieci zmarłe i nienarodzone na skutek poronienia czy aborcji (więcej o Jizo). Napis widniejący na tablicy pod posągiem głosi, że polewanie Jizo wodą przynosi ulgę w cierpieniu rodzinom, które straciły bliską osobę.
Ostatnie zdjęcia można zrobić na niewielkim moście przerzuconym nad rzeczką będącą jednocześnie granicą terenu o podwyższonej świętości. Dalej więc bez aparatu (jedno zdjęcie przemyciłem), jedzenia, picia i w ciszy. Niezwykle widowiskowe jest wnętrze budynku Toro-do, co oznacza Halę Lampionów. Nazwa zupełnie nieprzypadkowa : )
Po opuszczeniu Okunoin zaczęła się nasza trwająca 10 godzin podróż do Tokio.
Koyasan – Gokurakubashi – Hashimoto (gdzie prawdopodobnie biegnąc na przesiadkę ostatecznie zgubiliśmy Kurczaka, który próbował nam zbiec już pierwszego dnia podróży) – Nara (skąd musieliśmy odebrać bagaże) – Kioto – i wreszcie shinkansenem do Tokio.
Po drodze udało nam się też zaopatrzyć w ciekawe pudełka bento. Zawartość nie ustępowała oprawie artystycznej : )
Jak już wspominałem w poprzednim wpisie w ostatniej chwili zmieniliśmy plany rezygnując z drugiego noclegu na górze Koya i wróciliśmy do Tokio. Przez to wybór hoteli był niewielki, a ceny wysokie ale i tak hotel 4* w centrum Tokio rezerwowany dwa dni przed przyjazdem wyszedł ciut taniej niż świątynia ; ) Hotel mieścił się nieopodal Wieży Tokijskiej. Zależało nam na dobrej lokalizacji by maksymalnie wykorzystać ostatni dzień w Kraju Kwitnącej Wiśni, a rano szybko dojechać by wreszcie zjeść sushi na targu Tsukiji.
J.
Informacje praktyczne:
Do Okunoin dojeżdża jedna z trzech linii autobusowych na górze Koya – przystanek końcowy Okunoin-mae.
Wstęp bezpłatny, Sala Lampionów otwarta od 6.00 do 17.30.
Podczas pobytu na Górze Koya nocowaliśmy w buddyjskiej świątyni Saizenin. Nocleg zarezerwowaliśmy poprzez serwis booking.com, link do tej oferty TU. W serwisie znajdziecie jeszcze kilka innych świątyń do wyboru, ale warto rezerwować z dużym wyprzedzeniem, bo zainteresowanie jest duże.
3 komentarzy
Do napisania tego komentarza skłonił nas ważny powód. Nawet się nie obejrzeliśmy, a tu minął rok od powstania Waszego bloga. I właśnie na tę okoliczność chcieliśmy Wam pogratulować pomysłu, jednocześnie życząc dużo zdrowia i wiele radości z tego co robicie, zresztą niedługo w poszerzonym składzie (czekamy!).
Wasz blog okazał się ciekawą lekturą, która wraz z WIELKĄ wiedzą, umiejętnością jej przekazywania i pięknymi zdjęciami tworzy niepowtarzalną całość.
Czyta Was już kilka setek ludzi, a tym którzy jeszcze nie trafili na Waszą stronę polecamy aby udało im się to jak najszybciej.
Nie będziemy się dużo rozpisywać, bo od pisania jesteście Wy, a my od czytania i niech tak zostanie, bo robicie to bardzo dobrze.
Wasi wierni czytelnicy Danuta i Henryk. Dziękujemy i czekamy na więcej!!!
Bardzo dziękuję za ten wpis. Nigdy nie byłam w Japonii i na razie się nie zanosi, ale uwielbiam japońską wyrafinowaną prostotę i zachwyca mnie jej kulturowe bogactwo i mądrość. Mam nadzieję, że w końcu i ja przenocuję w świątyni ;) pozdrawiam serdecznie!
Jak Dziecię słodko śpi :) Chyba to zimno nie było aż tak odczuwalne w tych puchowych pieleszach, skoro tak smacznie sobie drzemie Maleństwo :)