Do Gonpachi zabrała nas para znajomych Jarka z Tokio – Takeshi i Kanako. Restauracja ta znana jest także (szczególnie cudzoziemcom i fanom filmu), jako the Kill Bill Restaurant. Tarantino zainspirowany jej wnętrzem stworzył filmowy House of Blue Leaves, w którym rozgrywa się szalona scena walki pomiędzy Panną Modą (Uma Thurman) a gangiem Crazy 88’s.
Filmowy lokal nie jest co prawda dokładną repliką, jednak myślę, że przy odrobinie chęci i wyobraźni można dać się ponieść złudzeniu, że oto wkracza się na scenę Kill Billa : )
Z jednej strony szkoda, że wcześniej nie wiedzieliśmy, że jest to TA restauracja, może moglibyśmy bardziej wczuć się w filmowy klimat. Z drugiej jednak, może to i dobrze bo nie jestem pewna czy są to sceny, które chcielibyśmy przywoływać zaraz przed posiłkiem ; )
Sama nazwa Gonpachi pochodzi od “Shirai Gonpachi “ – imienia głównego bohatera Kabuki (tradycyjnej japońskiej formy teatralnej).
Gonpachi zlokalizowane jest w tętniącej nocnym życiem, kosmopolitycznej dzielnicy Tokio – Roppongi. Otoczone jest niewielkim ogrodem z kilkoma małymi stolikami. Wchodząc do środka mijamy ścianę ze zdjęciami i autografami sław, które odwiedziły lokal. Są wśród nich Bill Clinton, Geogre W. Bush, Lady Gaga, Sylwester Stalone i wielu wielu innych. Naszych tam nie znajdziecie, nie mieliśmy długopisu ; )
Restauracja posiada 3 poziomy. Na pierwszym znajduje się otwarta kuchnia z grillem oraz mnóstwem małych stolików a także miejscami przy barze. Drugi poziom stanowi biegnąca wokół piętra antresola z lożami z „normalnymi” lub tradycyjnymi japońskimi, czyli niskimi stołami, przy których siedzi się na ziemi bez butów. Trzeci poziom zajmuje sushi bar.
Wystrój lokalu robi wrażenie. Niby ciężki i ciemny za sprawą ciemnego drewna, a jednak finezyjny i lekki, dzięki antresoli, bambusowym elementom oraz lampionom zawieszonym pod sufitem.
Zanim zdążyliśmy przejrzeć menu na naszym stole zaczęły pojawiać się pierwsze dania. Nasi gospodarze powiedzieli, że w Japonii powszechnym jest zamawianie dużej ilości potraw i dzielenie się nimi.
Na naszym stole pojawiły się:
„Edamame” czyli niedojrzałe, zielone strąki soi ugotowane w osolonej wodzie. Ponieważ skojarzyły mi się one z fasolką szparagową przyjęłam za odpowiedni podobny sposób konsumpcji, czym rozbawiłam naszych towarzyszy. Skórka soi jest twarda i generalnie żadne próby jej zjedzenia nie miały szans powodzenia. Okazało się, że zjada się tylko ziarenka ze środka, skórki odkładając na bok : )
„Zaru Tofu” – czyli tofu w bambusowym koszyku. Król wszystkich tofu, wyprodukowany z niemodyfikowanej genetycznie soi, gęstego mleka sojowego oraz wody z morskich głębin. Dzięki takiej kombinacji składników otrzymujemy bardzo delikatne, lekko słodkie tofu, które zjadamy ze szczyptą soli. Muszę przyznać, że konsystencja serka, która była jednym z jego największych atutów, nie ułatwiała zjedzenia go pałeczkami ; ) Trochę tak, jakbyśmy pałeczkami próbowali zjeść galaretkę.
„Gonpachi House Salad” – sałatka z mizuny („japońska musztarda”, zioło z wyglądu podobne do rukoli, o strzępiastych listkach i lekko pikantnym aromacie), kiełków gryki oraz wodorostu morskiego kelp (bardzo zdrowy, zawiera m.in.4 razy więcej żelaza niż wołowina, u nas dostępny gównie pod postacią tabletek) z sosem winegret. Składniki brzmią dość dziwnie, jednak całość była lekka, aromatyczna i przepyszna.
„Karaage” – smażony kurczak – kawałki kurczaka marynowane w imbirze, czosnku, sake i sosie sojowym obtoczone w skrobi ziemniaczanej i usmażone w głębokim oleju. Najlepszy kurczak jakiego jadłam ; ). Idealnie chrupiący z zewnątrz i soczysty w środku, z zachowaną równowagą pomiędzy smakiem mięsa i przypraw. Dzięki „panierce” ze skrobi ziemniaczanej i smażeniu w bardzo wysokiej temperaturze nie wchłania zbyt dużo oleju. Kawałki kurczaka podaje się z ćwiartką cytryny.
“Ebi Shinjyo” – krewetka w bardzo chrupiącej i oryginalnie wyglądającej “otoczce” zrobionej z pokrojonego w paseczki ciasta na pierożki wonton podana ze słodko-pikantnym sosem chilli z nutką yuzu (japoński cytrus podobny do cytryny).
Grilowany kawałek tuńczyka podany na „gorącym kamieniu” wraz z grzybami i japońskimi warzywami. Zaraz po podaniu tuńczyk był jedynie lekko zgrillowany z zewnątrz, w środku cały surowy, jednak po kilku minutach „dopiekł” się na gorącym talerzu i był idealnie usmażony z wciąż różowym środkiem.
„Unagi Meshi” – ryż z grillowanym węgorzem serwowany w gorącej kamiennej misie. Po podaniu dania kucharz już przy stoliku łączył składniki w gotowe do zjedzenia danie.
„Seiro soba” – makaron gryczany, podawany na zimno w bambusowym koszyczku wraz z sosem do maczania, młodą cebulką i wasabi. Codziennie rano makaron jest robiony ręcznie w Gonpachi a przed podaniem gotowany w osolonym wrzątku przez dokładnie minutę i 20 sekund, dzięki czemu jest delikatny na zewnątrz a w środku pozostaje twardawy i sprężysty.
Jarek, jako wielbiciel ostrych smaków, postanowił spróbować swoich sił z wasabi. Specjalnie zamówiona dodatkowa porcja japońskiego chrzanu szybko zniknęła w jego ustach. Nasi towarzysze otworzyli oczy ze zdziwienia a Jarek prócz zmiany koloru twarzy i jednej uronionej łzy zniósł to bardzo mężnie na koniec stwierdzając z uśmiechem, że mógłby zjeść jeszcze ; )
Specjalnie dla Zuzi zamówione zostały dwa rodzaje „Sumiyaki” (kawałeczki kurczaka nadziane na patyczek i grillowane) miseczka ryżu i zupa miso, co nie znaczy, że ograniczyła się ona jedynie do swojego menu ; )
Całość popijaliśmy lekkim drinkiem zmieszanym z piwa, soku z cytryny i napoju Ginger Ale oraz sake.
Posiłek zakończyliśmy kubkiem herbaty z brązowego ryżu, która w cudowny sposób odciążyła nasze żołądki i pozwoliła wstać od stołu i zrobić sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie ; )
Thanks a lot for this amazing evening Kanako & Takeshi : )
Jeżeli ktoś planuje jedynie krótki pobyt w Tokio i nie ma czasu na szukanie restauracji specjalizujących się w konkretnych potrawach to Gonpachi jest idealne, by spróbować wielu lokalnych specjałów w jednym miejscu. To restauracja doskonała na nieformalną kolację ze znajomymi a pyszne jedzenie, przemiła obsługa i interesujące wnętrze zagwarantują udany wieczór. Miejsce zdecydowanie godne polecenia nie tylko fanom Kill Billa : )
D.
2 komentarzy
To chyba nie z tej restauracji, ale zachęcam wszystkich do zgłaszania się do Dominiki po przepisy kuchni japońskiej zdobyte podczas wyprawy. Pewne już przetestowane i godne polecenia. Mam nadzieję, że wkrótce się nimi podzielicie z wiernymi czytelnikami. Czekamy..
Podczas podróży występowaliśmy raczej w roli degustatorów, bez wnikania w zawiłe japońskie receptury ; ) postaramy się jednak pewne japońskie smaki odtworzyć w miarę dostępności składników i w przypadku powodzenia na pewno podzielimy się przepisem! :) D.