Tokio. Targ rybny Tsukiji, wyspa Odaiba i japońska uczta – Japonia dzień 2

Tego ranka na recepcji czekał na nas Takeshi, mój przyjaciel z czasów wspólnego stażu w belgijskim Leuven. Osiem lat minęło zanim udało się nam ponownie spotkać : ) Nie tracąc jednak czasu od razu ruszyliśmy „w miasto”. Nasz przewodnik zabrał nas najpierw na Tsukiji, czyli największy hurtowy targ rybny na świecie. Codziennie sprzedaje się tu ok. 2 000 ton ryb i owoców morza, m.in. na słynnej aukcji tuńczyka o bardzo wczesnym poranku. Oprócz hurtowej części jest tu także kilkadziesiąt (a może i więcej) małych barów i straganów oferujących chyba wszystko, co tylko można wyłowić z morza i skonsumować ; ) Czy może być lepsze miejsce dla Domi, która oczami spróbowała wszystkiego? I to dwa razy : D

Był akurat ostatni dzień długiego majowego weekendu zwanego golden week. Mieliśmy wrażenie, że pół Tokio przybyło tu na śniadanie. Wszędzie tłum, ścisk i gwar, plecy Japończyków ściśniętych przy ladach w malutkich barach i pochylonych nad miską ramenu, no i oczywiście kolejki, kolejki, kolejki .

DSC06358a logo

Żałując, że zjedliśmy obfite śniadanie w hotelu długo zastanawialiśmy się czego spróbować przy tak ograniczonej chwilowo pojemności żołądków. W końcu postanowiliśmy dołączyć do jednego ze sznureczków oczekujących i mimo iż nie spieszyliśmy się nigdzie, już po chwili, jako jedyni przestępowaliśmy z nogi na nogę wyglądając, to z prawej, to z lewej strony kiedy nadejdzie nasza kolej ; ) Dla Japończyków natomiast stanie w kolejkach to sport narodowy. Nie widać u nich zniecierpliwienia, nie ma wpychania, przeciskania, jednym słowem: dziwnie ; )

Ale było na co czekać.  Na grillu piekły się w przegrzebkowych „miseczkach” owoce morza: kawałki ryb, ośmiornicy, kraba i małży. Kucharz co chwilę podlewał zawartość grilla a w powietrze wzbijał się obłok pary, na koniec palnikiem opiekał danie z góry i gotowe! Po kilkunastu minutach każdy z nas trzymał w rękach kawałek morza gotowy do zjedzenia. Potem skuliśmy się jeszcze na tokoroten. Galaretowate „spaghetti” zrobione z agaru ze słodkim lub wytrawnym sosem. Najbardziej do gustu przypadło ono Zuzi : )

tsukiji logo (2) tsukiji logo (3)

Na zwiedzanie targu rybnego było już zdecydowanie za późno, bo interesy już dawno zostały dobite. Przespacerowaliśmy się więc jeszcze po uliczkach wokół hali targowej, gdzie rozsiane były sklepiki z ceramiką i akcesoriami do sushi, stragany z piętrzącymi się płatami nori, suszonymi rybkami i płatkami tuńczyka czy z niekończącym się wyborem marynowanych warzyw a także maleńkie bary sushi, do których ustawione były długie kolejki oczekujących. Postanowiliśmy więc, że wrócimy tu innego dnia na słynne sushi i ruszyliśmy dalej. A więcej o Tsukiji można przeczytać tutaj: http://bemvoyage.pl/tsukiji-raj-o-zapachu-morza/

tsukiji logo (4)

DSC06395a logo

Poszliśmy do pobliskiego ogrodu Hamarikyū. Wstęp jest płatny (300 jenów), dotyczy to również wielu innych parków w Tokio. Sam ogród może jakoś szczególnie nas nie zachwycił, na pewno w jesiennych barwach prezentowałby się bardziej okazale. Ciekawe jest za to jego umiejscowienie, bo z jednej strony górują nad nim wieżowce z dzielnicy Shiodome, a z drugiej przylega on do Zatoki Tokijskiej. Zresztą morska woda wypełnia fosę otaczającą ogród i staw, stąd na skutek pływów morskich zmienia się poziom wód w parku. W przeszłości ogród ten stanowił własność rodu Tokugawa i służył m.in. jako miejsce polowań na kaczki. O tym, że  park został uznany za szczególnie cenny pod kątem kulturowym i objęty ochroną przypominają irytujące komunikaty puszczane z głośników. Bo niby nie można tu hałasować, urządzać zabaw na trawie itp., a co chwilę spokój zakłócany jest przez komunikat nakazujący spokój… Może się czepiam.tokio d2 (1)

W parku dołączyła do nas żona Takeshiego – Kanako. W komplecie wsiedliśmy na prom płynący na sztuczną wyspę Odaiba. Byłem jedną z nielicznych osób na pokładzie podziwiającą panoramę Tokio. Domi była zajęta karmieniem Zuzi, której lody zjedzone w oczekiwaniu na prom do granic możliwości pobudziły apetyt. A pozostali pasażerowie, z „kawaii” na ustach i ze zdziwieniem obserwowali, ile potrafi zjeść 2-latka. A potrafi niemało, ciekawe po kim taki talent ; )

tokio d2 (2)

Ciekawa jest historia Odaiby, która powstała na bazie sztucznych wysepek stworzonych w II połowie XIX w. i będących rodzajem fortyfikacji. Szogunat, próbując uniemożliwić wpłynięcie do Zatoki Tokijskiej zachodnich statków, dążył do utrzymania trwającej od dwóch stuleci izolacji Japonii. To się jednak nie udało, a izolację Japonii zakończył komodor Matthew Perry, dowódca marynarki wojennej USA, który subtelnymi zabiegami dyplomatycznymi (czyli działami zgromadzonymi na jego czarnych statkach) przekonał Japończyków do nawiązania stosunków handlowych.

A skąd w ogóle ta izolacja? Polityka sakoku, czyli zamkniętego państwa była odpowiedzią na rosnące wpływy Portugalczyków i Hiszpanów w regionie oraz rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa w XVII w. Punktem zwrotnym był krwawo stłumiony bunt schrystianizowanych chłopów. Aby uniknąć podobnych sytuacji w przyszłości szogun zakazał kontaktów z obcokrajowcami oraz praktykowania chrześcijaństwa. Japończykom zakazano wyjazdów, a cudzoziemcom wjazdu do kraju. Pod groźbą kary śmierci. Jedynym legalnym miejscem kontaktu z obcokrajowcami była sztuczna wyspa w pobliżu Nagasaki. Propagowano także konfucjanizm, czyli wywodzący się z Chin system wartości i nakazów. Konfucjanizm i kodeks samuraja (bushidō) miały zbieżne założenia, takie jak bezwzględne posłuszeństwo wobec pana. W epoce Edo szogunom przestał się podobać konfucjanizm, bo podkreślał wyjątkową rolę cesarza (jako pana), więc uznano że Japonia staje się zbyt chińska i zastąpiono go japońskim nacjonalizmem, który wywarł duże piętno na dalszych losach Japonii.

Wracając na Odaibę to pod koniec XX w. powstały tu liczne centra handlowo-rozrywkowe i ciekawe projekty architektoniczne (np. charakterystyczny budynek Fuji TV z ogromną kulą). Na wyspie jest też jedyna w okolicy plaża, bo resztę wybrzeża metropolii zajmuje przemysł. Takeshi zapytał czy wolimy iść na plażę czy zobaczyć tradycyjne japońskie sklepiki. Od razu z Dominiką pomyśleliśmy, że będą to jakieś niewielkie kramy z wyrobami miejscowych rzemieślników czy stragany z lokalnymi przysmakami. Rzeczywistość wprawiła nas w osłupienie. Otóż, tradycyjnymi okazały się dudniące kakofonią dźwięków lokale pełne różnych automatów, loterii, gier, maskotek i dziwactw wszelakich. A oprócz tego tłumy rozentuzjazmowanych Japończyków.

tokio d2 (3)

Oglądaliśmy to trochę niedowierzając ich szczerej fascynacji tym wszystkim. Aż w końcu sami kupiliśmy  Zuzi obiecanego kota Maneki-neko. Figurki te są wszechobecne w Japonii przy wejściach do sklepów i restauracji, gdyż mają one ponoć pozytywny wpływ na powodzenie biznesu i przyciągają dobrobyt. Mieć nie zaszkodzi, a przy tym fajnie macha łapą ; )

DSC06095a logo

Z Odaiby dla odmiany wróciliśmy jednoszynową koleją linii Yurikamone. Nie dość, że tylko jedna szyna to i na motorniczym oszczędzają, bo skład nie posiada kabiny sterującej. Takeshi i Kanako celowo upchnęli nas więc w pierwszym wagonie, gdzie przez wielką szybę łatwiej podziwiać widoki. Kolejka przejeżdża przez Most Tęczowy (nazwa od nocnej iluminacji konstrukcji), który stał się jednym z symboli Tokio.tokio d2 (6)

Pojechaliśmy na chwilę do mieszkania naszych przyjaciół, gdzie Zuzia poznała psa o imieniu Wasabi, a my się przekonaliśmy że panel sterujący naszego hotelowego washleta to pikuś, a prawdziwa toaleciana technologia jeszcze nie została przez nas opanowana ; )

tokio d2 (7)

Wjechaliśmy też na dach apartamentowca skąd roztaczała się panorama dzielnicy Shinjuku.

DSC06518a logo

Na kolację zostaliśmy zaproszeni do restauracji Gonpachi zlokalizowanej w tętniącej nocnym życiem, kosmopolitycznej dzielnicy Tokio – Roppongi. Restauracja ta znana jest także jako the Kill Bill Restaurant. Tarantino zainspirowany  jej  wnętrzem stworzył filmowy House of Blue Leaves, w którym rozgrywa się szalona scena walki pomiędzy Panną Modą (Uma Thurman) a gangiem Crazy 88’s. Filmowy lokal nie jest co prawda dokładną repliką, ale  przy odrobinie chęci i wyobraźni można dać się ponieść złudzeniu, że oto wkracza się na scenę Kill Billa : )tokio d2 (4)

Wchodząc do środka mijamy ścianę ze zdjęciami i autografami sław, które odwiedziły lokal. Są wśród nich Bill Clinton, Geogre W. Bush, Lady Gaga, Sylwester Stalone i wielu wielu innych. Naszych tam nie znajdziecie, nie mieliśmy długopisu ; )

Zajęliśmy lożę na antresoli skąd mieliśmy widok na cały lokal. Zanim zdążyliśmy przejrzeć menu na naszym stole zaczęły pojawiać się pierwsze dania. Nasi gospodarze powiedzieli, że w Japonii powszechnym jest zamawianie dużej ilości potraw i dzielenie się nimi. Na naszym stole pojawiło się całe mnóstwo japońskich specjałów. Na przystawkę niedojrzałe zielone strąki soi, spełniające w Japonii taką samą rolę jak u nas orzeszki do piwa, kremowe tofu w bambusowym koszyku oraz lekka i aromatyczna sałatka z mizuny. Później kolejno kelnerzy podali: kawałki kurczaka w chrupiącej panierce, krewetkę w oryginalnie wyglądającej „otoczce” z ciasta na pierożki wonton; grillowany kawałek tuńczyka na „gorącym kamieniu” oraz makaron gryczany, podawany na zimno w bambusowym koszyczku wraz z sosem do maczania, młodą cebulką i wasabi. Więcej o Gonpachi tutaj.

DSC06556a logotokio d2 (5)

Zuzia, chociaż miała swoje kawałki kurczaka nadziane na patyczek i zupę miso, wzięła sobie do serca japońskie obyczaje i bez skrępowania degustowała wszystko, co znalazło się na naszych talerzach.

Całość popijaliśmy lekkim drinkiem zmieszanym z piwa, soku z cytryny i napoju Ginger Ale, sake oraz herbatą z brązowego ryżu, która w cudowny sposób odciążyła nasze żołądki i pozwoliła wstać od stołu i zrobić sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie ; ) Następne wspólne zdjęcie mamy nadzieje będzie w PL  : )

DSC06588a logo

J & D.