Kto w ogóle słyszał o Pico Viejo? No właśnie… chociaż jest to drugi co do wysokości szczyt Teneryfy i Wysp Kanaryjskich w ogóle (3 135 m n.p.m.) to na Teneryfie król jest jeden. A jest nim oczywiście stożkowaty wulkan Pico del Teide, najwyższa góra Hiszpanii (3 718 m n.p.m.), która dla Guanczów, pierwszych mieszkańców archipelagu, była święta. Jej wierzchołek miał bowiem znajdować się już w niebie a zamieszkiwał go zły demon, stąd czasem unoszący się nad „piekielną górą” dym.
Teide przyciąga i działa na wyobraźnię. Przez kilka dni ukazywał nam się w przeróżnych miejscach wyspy, by w tych najbardziej oczywistych punktach widokowych kryć się w chmurach.
Po co więc piszę o Pico Viejo? No to od początku. Rok 2014. Teneryfa. Pierwsze wakacje z Zuzią (wtedy nasz mały roczniak). Dlaczego to istotne? Bo właśnie dlatego wiedzieliśmy, że wszyscy na szczyt Teide nie wjedziemy, bo odradzane jest to kobietom w ciąży i dzieciom poniżej 2. roku życia. Dopiero na miejscu postanowiliśmy, więc że pojadę sam a dziewczyny w tym czasie wybiorą się jeszcze raz do Loro Parque. Wejście na szczyt Teide wymaga jednak zezwolenia udzielanego przez Park Narodowy a dzienna liczba wejść jest limitowana. Niestety pula na terminy, które mi odpowiadały była już wyczerpana, więc pozostało mi jedno. Wjazd kolejką linową Teleferico del Teide i spacer trasami wokół szczytu skąd i tak spodziewałem się fantastycznych widoków na kalderę Las Canadas, o której będzie później.
Wjazd miałem zarezerwowany między 8.00 a 9.00. Nie miałem GPS-a, ale z opracowaną w głownie trasą i mapą wyjechałem z hotelu o 7.00, więc zdążyć miałem bez problemu. Jakoś tak się jednak dziwnie stało, że się zgubiłem. To znaczy nie zgubiłem, tylko niespodziewanie sprawdzałem alternatywną możliwość dojazdu. Weryfikacja wskazała, że jednak ta opcja trasy, delikatnie mówiąc, dalece odbiega od optymalnej, więc musiałem wracać do głównej drogi, przez co straciłem sporo czasu. Z nerwów zapomniałem, że zegar w aucie spieszy o godzinę, więc gdy zobaczyłem że jest już 8.40 zacząłem jechać nieco szybciej niż obowiązująca na wielu droga na Teneryfie „pięćdziesiątka”. Pomimo starań do kasy dobiegłem o 9.10 i zacząłem od razu przekonywać kasjerkę, że musi mnie puścić, bo (już nie pamiętam co, ale ja bym przepuścił). Pani się lekko zdziwiła i spokojnym tonem oznajmiła, że przecież mam jeszcze sporo czasu. Ale jak to…? bam! olśnienie ; )
Dolna stacja znajduje się na wysokości 2 356 m n.p.m., górna – 1 200 metrów wyżej! Widoki z tarasu La Rambleta nie zawiodły, więc dałem sobie chwilę żeby ochłonąć, co było oczywiście pretekstem do robienia zdjęć.
Widocznie to była dłuższa chwila, bo kiedy chowając wreszcie aparat rozejrzałem się dokoła nie było już nikogo, poza dwójką ludzi gdzieś tam niknących daleko za zakrętem ścieżki. Bez namysłu ruszyłem w tym samym kierunku. Szlak nr 12 Mirador de Pico Viejo miał zająć ok. 30 minut w jedną stronę i kończyć się kolejnym punktem widokowym.
Faktycznie po jakimś minąłem kilkoro ludzi i jakiś taras widokowy. Powinienem przemilczeć, że oczywiście wszyscy mieli górskie buty i adekwatne do okoliczności ubrania a ja szedłem radośnie w „adidasach” i bluzie. Nie przemilczę bo na zdjęciach i tak widać. Cóż mogę dodać, chodzenia po górach nie planowaliśmy, a w walizkach przewrażliwionych nieco jeszcze rodziców, brakowało miejsca na rzeczy „na wszelki wypadek”, innych niż dla Zuzi oczywiście ; )
W każdym razie jakoś szczególnie się nie zastanawiając widząc, że ścieżka prowadzi dalej w dół uznałem, że to nie koniec i poszedłem dalej. Tymczasem ścieżka stawała się coraz gorsza i stroma a w zasadzie to już nie była ścieżka a zejście po zastygniętej lawie. Zacząłem odczuwać braki sprzętowe na stopach ślizgając się na kamieniach i upadając dwu- czy trzykrotnie, raz mocno nadwyrężając kostkę. O skali trudności najlepiej świadczy fakt, że aparat schowałem do plecaka, co rzadko mi się zdarza ; ) Ale schodziłem dalej. Innych ludzi jak okiem sięgnąć brak, więc zorientowałem się, że coś jest nie tak. Co się ze mną dzisiaj dzieje? Może tlenu za mało w powietrzu? : D Z przewodnika dowiedziałem się, że mirador dawno zostawiłem za sobą a zmierzam… no właśnie na Pico Viejo, wulkan którego średnica krateru ma ok. 720 metrów. Wydało mi się to bardzo kuszącą opcją, tym bardziej, że do wypłaszczenia było już znacznie bliżej niż pod górę. Postanowiłem więc iść dalej : D
A poza tym było pięknie! Z jednej strony wierzchołek Teide, z drugiej krater Pico Viejo, wielobarwne morze lawy i chmury wiszącej gdzieś poniżej (bo na tej wysokości zawsze świeci słońce) a spomiędzy nich wyłaniające się inne wyspy archipelagu. I cisza. Cisza, jakiej nigdy do tej pory nie doświadczyłem. Nie tylko brak odgłosów jakiejkolwiek cywilizacji. Nic, żadnego życia, nawet bzyknięcia muchy. Tylko mój przyśpieszony oddech i poza tym nic, co rozpraszałoby myśli.
Zadzwoniłem do Domi powiedzieć, gdzie jestem i gdzie należy mnie szukać (tak na wszelki wypadek). Nieco uspokoił ją fakt, że została mi paczka ciastek i prawie cała butelka wody, więc wiedziała, że głodem wziąć się nie dam :D
Wreszcie dotarłem do krateru, ale Mógłbym tak jeszcze iść dalej, pełen entuzjazmu i poczucia jakbym odkrywał dziewicze tereny.
Droga powrotna, oczywiście poza płaskim odcinkiem, nie była ciężka. To była prawie walka na śmierć i życie ; ) Z górą i z sobą. Wiem, że ok. 400 metrów przewyższenia nie robi wrażenia. Może też ja nie byłem w optymalnej formie fizycznej, jednak nawet całodniowe chodzenie po Tatrach nigdy aż tak mnie nie wyczerpało. Na tej wysokości podczas wysiłku naprawdę odczuwa się braki tlenu, więc częste przerwy wykorzystywałem w dwójnasób – żeby złapać oddech oraz wyznaczyć w zastygłych fragmentach lawy kolejny odcinek drogi powrotnej.
Zamiast planowanego godzinnego spaceru, wróciłem do stacji kolejki po 5-ciu godzinach. Pomimo zmęczenia czułem się wspaniale, jak odkrywca, który widział znacznie więcej niż inni : ) I chyba wyglądałem na kogoś kto wrócił z dalekiej podróży, bo ktoś sam z siebie zaproponował mi wodę : D
Ale to nie koniec. Postawiłem przed sobą jeszcze jeden cel. Namówić Domi byśmy wspólnie przyjechali obejrzeć kalderę, bo bez tego nie można powiedzieć, że widziało się Teneryfę. Poszło łatwiej niż myślałem i następnego dnia wróciliśmy już w komplecie.
Położona na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Las Canadas robi niesamowite wrażenie, zwłaszcza jeśli widzi się wulkaniczne krajobrazy po raz pierwszy w życiu. Jadąc drogą mijamy pola lawy o przeróżnych barwach: zielone, żółte, czerwone, brązowe czy czarne…
To w zasadzie gotowy plan filmowy (kręcono tutaj ujęcia m.in. do Planety małp czy Gniewu Tytanów), gdzie bez trudu znajdziemy miejsca imitujące krajobrazy księżycowe czy marsjańskie : )
Cały ten obszar (ponad 190 km2) stanowi park narodowy wpisany na listę UNESCO. Według teorii naukowców kaldera jest pozostałością po istniejącym tutaj wcześniej gigantycznym (średnica kaldery to 17 km!) wulkanie, który zapadł się tworząc miejsce dla następcy – Pico del Teide.
Jednym z najbardziej charakterystycznym miejscem Las Canadas są formacje skalne Roques de Garcia, której poszczególne elementy noszą nazwę m.in. „palec Boży” czy „katedra”).
Obszar kaldery porastają także wielkie (2-3 metry wysokości) i piękne purpurowo-czerwone tajinaste rojo, które zakwitają w maju i kwitną przez dwa miesiące stając się ozdobą parku narodowego i jego kosmicznych krajobrazów. Czerwone tajinaste to roślina endemiczna Teneryfy, bo rosną tylko na jej specyficznej lawie na wysokościach od 1 000 do 2 200 m n.p.m.
Na Pico Viejo nie każdy musi iść, ale być na Teneryfie i nie zobaczyć Las Canadas to już podróżniczy grzech ciężki ; )
J.
Informacje praktyczne
Jeśli ktoś planuje wejście na sam szczyt Pico del Teide (szlak nr 10) to potrzebne jest zezwolenie, które można uzyskać bezpłatnie na stronie internetowej www.reservasparquesnacionales.es Warto się jednak o to postarać z dużym wyprzedzeniem, bo liczba wejść jest limitowana.
Na wjazd kolejką linową pozwolenie nie jest potrzebne, podobnie jak na wędrówkę pozostałymi szlakami.
Nie zaleca się jednak wjazdu osobom cierpiącym na schorzenia układu sercowo-naczyniowego, kobietom w ciąży ani dzieciom poniżej 2. roku życia.
Co zabrać:
- buty odpowiednie do chodzenia po górach,
- ciepła ubrania sportowe,
- woda i jedzenie,
- okulary przeciwsłoneczne,
- krem z filtrem,
- aparat ; )