Patrząc na Lanzarote na pierwszy rzut oka widać czarne ziemie skąpo pokryte roślinnością, białe skupiska domków rozsiane po wyspie czy stożki wulkanów przypominające o nie tak dawnych erupcjach. A czego nie widać? Architektonicznych dziwolągów, nieładu przestrzennego, krzykliwego miszmaszu we wszystkich odcieniach tęczy i turystycznego kiczu. Jak nietrudno się domyślić nie jest to przypadek a koncepcja zrównoważonego rozwoju, której ikoną stał się Cesar Manrique – architekt, artysta i ekolog.
Urodzony na Lanzarote w 1919 r. Manrique najpierw studiował architekturę na Uniwersytecie La Laguna na Teneryfie na kierunku zabudowa miast. Po wojnie domowej ukończył jeszcze malarstwo na jednej z madryckich uczelni, by następnie wyemigrować na drugą stronę Atlantyku. W latach 60. zdecydował się na wyjazd z Nowego Jorku i powrót w rodzinne strony. Był to jednocześnie moment, w którym na Lanzarote zaczął docierać przemysł turystyczny. Dostępność wyspy znacznie wzrosła dzięki budowie lotniska, zaczęły powstawać pierwsze duże hotele, a według przygotowanej koncepcji zagospodarowania, na długości ok. 1/2 wybrzeża Lanzarote miały powstać strefy intensywnego użytkowania turystycznego.
Manrique, który zetknął się z negatywnym wpływem masowej turystyki na środowisko naturalne i kulturowe, zaczął wraz z grupą zaangażowanych osób działać na rzecz ochrony dziedzictwa wyspy. Prowadzona była m.in. kampania na rzecz uznania Lanzarote przez UNESCO za rezerwat biosfery. Aby było to możliwe m.in. poddano rewizji plany zagospodarowania turystycznego wyspy i znacznie ograniczono rozwój bazy noclegowej na zachodnim i północnym wybrzeżu. Działania zwolenników koncepcji turystyki zrównoważonej zwieńczone zostały uznaniem w 1993 r. Lanzarote rezerwatem biosfery.
Jednocześnie na całej wyspie dominuje tradycyjna zabudowa, niskie bielone domy z zielonymi okiennicami. W miastach i przy drogach nie ma wszechobecnych gdzie indziej reklam czy neonów, a mimo to ok. 90% ludności wyspy utrzymuje się z turystyki.
Bo nie sztuką jest oprzeć działania wyłącznie na zakazach, limitach i ograniczeniach, sztuką jest zaproponowanie atrakcyjnej alternatywy. Manrique potraktował więc Lanzarote jak płótno, na którym zaczął tworzyć i to właśnie obiekty zaprojektowane przez niego są obecnie najczęściej odwiedzanymi przez turystów atrakcjami. Nadrzędną ideą przy projektowaniu było nawiązywanie do przyrody i wkomponowanie obiektu w krajobraz wyspy, by był jej dopełnieniem a nie wybijał się na pierwszy plan. Tak powstały m.in.: Ogród Kaktusów (Jardin de Cactus), Jameos del Agua, Mirador del Rio czy Dom Manrique’a w Tahiche. Chociaż śladów twórczości tego artysty na wyspie jest znacznie więcej. Chyba można więc zaryzykować stwierdzenie, że Lanzarote zawdzięcza swój współczesny charakter i wizerunek w dużej mierze właśnie Cesarowi Manrique.
Ogród Kaktusów (Jardin de Cactus)
Ogród Kaktusów to ostatnie z wielkich dzieł Manrique’a. Leży na obrzeżach Guatiza, typowego białego miasteczka, wyróżniającego się jednak licznymi plantacjami opuncji figowych ciągnącymi się wzdłuż drogi. Nie o opuncje tu jednak chodzi a o żerujące na nich czerwce kaktusowe, czyli owady, z których po wysuszeniu i zmieleniu wytwarza się naturalny barwnik zwany koszenilą (karminą) lub E-120. Barwnik stosowany zresztą powszechnie do dziś np. w jogurtach i słodyczach, ale też w produkcji szminek czy cieni do powiek. By uzyskać jeden kilogram barwnika potrzeba aż 155 tysięcy owadów. Przed nadejściem ery sztucznych barwników handel koszenilą stanowił główne źródło dochodów mieszkańców Lanzarote!
Znakiem rozpoznawczym ogrodu jest kilkumetrowy, metalowy kaktus stojący przy drodze.
Ogród Kaktusów zrobił na nas ogromne wrażenie, choć początkowo Domi dość sceptycznie podchodziła do wizji snucia się pomiędzy sukulentami. A jeśli kogoś mimo wszystko kaktusy nie interesują to jest jeszcze jeden argument by w ogrodzie spędzić kilka chwil a mianowicie.… brak wiatru ; ) Ogród zaprojektowany został bowiem w okrągłej niecce starego kamieniołomu, gdzie wszystkie ścieżki, skarpy, tarasy czy oczka wodne tworzą harmonijną całość. Z kolei tarasowy układ sprawia wrażenie jakbyśmy byli pośrodku koloseum czy na scenie amfiteatru, gdzie główne role odgrywa międzynarodowa ekipa uzbrojona po zęby w kolce : P Ekipa pokaźna, bo licząca około 1 400 gatunków, od rodzimych okazów pochodzących z Wysp Kanaryjskich po posiłki ściągnięte głównie z Meksyku, Ameryki Południowej i Madagaskaru. Chodziliśmy z Zuzią i wymyślaliśmy swoje nazwy poszczególnych okazów, były więc kolczaste pufy czy kaktusy-skarpety : )
Na miejscu działa też kawiarnia, z której tarasu można oglądać cały ogród. Jeszcze lepsze widoki na okolicę gwarantuje wejście na górujący nad całością zabytkowy wiatrak z XVIII w., jeden z nielicznych ocalałych na wyspie okazów.
Jameos del Agua i Cueva de los Verdes
Jadąc dalej na północ trafiamy na malpais czyli „złe ziemie”, obszar zalany lawą po erupcji wulkanu La Corona kilka tysięcy lat temu, na który powoli powraca życie. Jak okiem sięgnąć widać surowe krajobrazy, pola lawy z czasem podbite przez endemiczne krzewy tabaiba, z których Guanczowie wytwarzali niegdyś środki antyseptyczne i halucynogenne. Widać też w oddali potężny wulkan La Corona i ocean. A czego nie widać? Podziemnych tuneli uformowanych w strumieniach płynącej lawy. Odkryty na Lanzarote tunel jest jednym z najdłuższych tuneli wulkanicznych na świecie, łączna długość licząc od podnóża wulkanu do oceanu to 6 km. Jego fragmenty zostały zagospodarowane i udostępnione zwiedzającym.
Jameos del Agua, pierwsze z dzieł Manrique’a na Lanzarote, to właśnie jaskinia a raczej zespół jaskiń i tuneli przekształconych w arcydzieło sztuki użytkowej. Słowo jameo w języku Guanczów oznaczało właśnie rozpadlinę w ziemi powstałą po zawaleniu się sklepienia jaskini.
Schodami w dół idziemy do pierwszego z jameo i trafiamy do jaskini, gdzie powstała kawiarnia otoczona tropikalną zielenią. Stamtąd przechodzimy do groty kryjącej naturalne słone jezioro zamieszkiwane przez maleńkie kraby – albinosy, które normalnie żyją w oceanicznych głębinach.
Mijamy jeszcze wypolerowaną posadzkę, która stanowi parkiet taneczny dla odbywających się w tym miejscu koncertów i wychodzimy na powierzchnię by ujrzeć niezwykle egzotyczny obrazek. Pośród palm wybudowano bały basen o nieregularnym kształcie wypełniony błękitną wodą, który aż woła: wskocz! Ale nie można… niestety. Patrząc na minę Zuzi nie tylko ja słyszałem te nawoływania.
W kolejnej jaskini zaprojektowano niezwykłą salę koncertową o doskonałej akustyce mogącą pomieścić nawet 500 osób.
W przypadku Cueva de los Verdes rola Manrique’a nie była tak kluczowa jak w przy innych projektach, jednak wpisuje się ona w ideę harmonii natury i sztuki użytkowej. Ten prawie 2-kilometrowy fragment systemu jaskiń i tuneli zwiedzać można wyłącznie z przewodnikiem. Wycieczki ruszają mniej więcej co 20-30 minut, a przejście podziemnego labiryntu zajmuje około godziny. Momentami trzeba się dość mocno pochylić, tylko rozbawiona tym Zuzia szła sobie wyprostowana powtarzając, że ona nie musi : )
Podziemne korytarze i groty są efektownie podświetlone. Podczas wycieczki oglądać można wielobarwne formacje skalne, jednak niekoniecznie zielone, co sugerowałaby nazwa („verde”), gdyż jest to nawiązanie do nazwiska rodziny pasterskiej, do której niegdyś należał ten teren. Na trasie znajduje się także audytorium, w którym czasem organizowane są koncerty.
Największe wrażenia robi jednak ogromna jaskinia i bezdenna otchłań, gdzie przewodnik organizuje pewien pokaz, na który nikt nie pozostaje obojętny. Ale o tym ciiii, bo to byłby SPOILER.
Mirador del Rio
Jeden z najpiękniejszych punktów widokowych na całym archipelagu Cesar Manrique zaprojektował na miejscu dawnego stanowiska artyleryjskiego. Budynek mieszczący punkt widokowy i restaurację został zaprojektowany wewnątrz klifu. Najpierw usunięto ze zbocza część skał, a gotową konstrukcję przysypano ziemią. Stąd wejście do budynku przypomina nieco bunkier, ale dalej nie ma już nic klaustrofobicznego. Wręcz przeciwnie, przez ogromne okna panoramiczne, albo jeszcze lepiej z zewnętrznych tarasów widokowych Mirador del Rio zawieszonych między niebem a ziemią, na blisko 480-metrowym klifie El Risco de Famara, podziwiać można roztaczający się wspaniały widok na La Graciosę i lazurowe wody oceanu.
Taro de Tahiche, Fundacja Cesara Manrique
Zwiedzać można również dom Cesara Manrique, gdzie obecnie znajduje się siedziba Fundacji jego imienia, której celem pozostaje promowanie ochrony przyrodniczych i kulturowych walorów Lanzarote.
Dom artysty nie mógł być przeciętnym bliźniakiem ; ) W tej niesamowitej dwupiętrowej budowli oglądać można twórczość artysty: obrazy, fotografie, rzeźby czy plany jego projektów. Dla nas jednak ciekawsze były wnętrza i niewyobrażalny wręcz pomysł na zagospodarowanie przestrzeni bijący na głowę katalogi IKEI. Manrique zaprojektował bowiem swój dom wykorzystując pięć wulkanicznych, otwartych od góry grot. Jest też oczywiście biały basen otoczony palmami i kaktusami a na powierzchni ogród, gdzie zobaczyć można także m.in. wind toys, ruchome konstrukcje rzeźby wprawiane w ruch przez wiatr. Całość jest oczywiście idealnie wkomponowana w otaczający krajobraz. Ciężko to wszystko opisać, po prostu trzeba zobaczyć na co warto zarezerwować sobie co najmniej godzinę ; )
Monumento al Campesino czyli Pomnik Rolników
Często przejeżdżaliśmy przez miejscowość Mozaga, gdzie przy głównym rondzie widzieliśmy jakąś wysoką, dość dziwną konstrukcję, przy której zawsze zaparkowanych było kilka turystycznych autokarów. W końcu sami postanowiliśmy sprawdzić co to za miejsce. Biała rzeźba wykonana z zespawanych ze sobą starych łodzi rybackich czy pojemników na wodę okazała się hołdem Manrique’a dla rolników z Lanzarote, którzy patrząc na krajobraz wyspy lekkiej pracy nie mają.
Obok rzeźby znajduje się Dom i Muzeum Rolnika (Casa-Museo del Campesino). We wnętrzach tradycyjnych białych domków z zielonymi okiennicach można np. samodzielnie przygotować tradycyjne kanaryjskie sosy: mojo rojo i mojo verde. My do tego zadania wytypowaliśmy najsilniejszy skład, który z zadania wywiązał się wyśmienicie ; )
Bardzo malownicze miejsce a często pomijane przez przewodniki. Warto wstąpić, tym bardziej że wejście jest darmowe.
Inne dzieła artysty
Cesar Manrique zaprojektował również restaurację El Diablo, trasę Ruta de los Volcanes czy postać diabełka będącego symbolem Parku Timanfaya.
Śladów Manrique’a na wyspie jest zresztą znacznie więcej, jak chociażby gryf z logo jednej z najbardziej znanych winnic z doliny La Geria.
Gościnnie stworzył również kilka projektów na innych wyspach archipelagu m.in. na Teneryfie czy La Gomerze.
J.
Informacje praktyczne
Przy każdym ze wspomnianych miejsc znajdują się duże, bezpłatne parkingi.
Chcąc odwiedzić większość z wymienionych miejsc warto kupić bilet łączony: 33 euro dla dorosłych (przy czym za dorosłych uważa się osoby powyżej 12-go roku życia), dzieci w wieku 7-12 lat – 16,50 euro. Opłaca się. Bilet jest ważny przez 14 dni i obejmuje:
- Park Narodowy Timanfaya
- Jameos del Agua
- Jardin de Cactus
- Cueva de los Verdes
- Mirador del Rio
- Castillo de San Jose
Są też karnety na 3 i 4 obiekty, jednak są one sztywno ustalone i nie można sobie ich dowolnie wybierać z listy.